Z Krzyżakami jest problem. Będąc przez lata zagrożeniem dla państwa polskiego stali się symbolem zła. Tymczasem gdyby nie oni nie byłoby dziś nie tylko wielu wspaniałych gotyckich zamków, ale też miast, czego przykładem jest przyciągający turystów hasłem „Gotyk na dotyk” Toruń.
Początki Starego Miasta to rok 1233, gdy wielki mistrz Hermann von Salza wystawił dokument lokacyjny, 30 lat później lokowane zostało Nowe Miasto. Pobożni bracia już w latach pięćdziesiątych XIII wieku rozpoczęli wznoszenie zamku, na którym oprócz komtura mieszkało dwunastu rycerzy zakonnych. Tu właśnie rozpoczynają się istotne problemy, jeżeli nawet nie z ich pobożnością, to w każdym razie z przestrzeganiem reguły zakonnej.
Jeden z zakonników spacerował pewnego dnia uliczkami Starego Miasta. Legenda głosi, że jego śladem wędrowały spojrzenia wielu torunianek, rycerz był bowiem ponoć niezwykle przystojny. Żadna jednak nie miała śmiałości choćby odezwać się do niego. Życie bywa jednak przewrotne, więc serce rycerza też w pewnej chwili zabiło szybciej i to na widok dziewczyny, która początkowo ani myślała się za nim oglądać. Zakonnik zagadnął ją jednak nieśmiało – bez śladu krzyżackiej buty – a dziewczyna dostrzegła w nim coś, o czym nie potrafiła już zapomnieć.
Para zaczęła się spotykać. Najpierw tylko na chwilę, niby przypadkowo, krótkie wymiany uprzejmości, przelotne spojrzenia. Z czasem widywali się coraz częściej, wyszukując odpowiednie kryjówki w ukrytych zaułkach i pamiętając o środkach ostrożności. Uczucie było jednak coraz silniejsze, mniej więc uważali, byle tylko spędzić ze sobą przynajmniej kilka dodatkowych minut. Nie wiadomo, kto odkrył tajemnicę, po pewnym czasie jednak plotki zaczęły się nasilać, aż dotarły do uszu komtura i Rady Miasta.
Nieistniejąca dziś Brama Drzewna, zwana też Bramą św. Jakuba, znajdowała się we wschodniej części Nowego Miasta, w pobliżu świątyni pod tym właśnie wezwaniem. Pewnego średniowiecznego dnia zgromadziły się tam zapewne tłumy. W tych smutnych czasach niewiele było w końcu rozrywek. Zakochaną w rycerzu mieszczankę skazano na 25 batów, karę wykonano właśnie przy tej bramie. Jednak to kara wymierzona jej ukochanemu przeszła do legendy.
Możemy sobie wyobrażać, jak musiała przebiegać rozmowa. Komtur był pewnie człowiekiem starym i doświadczonym, wiele widział i przeżył, rozumiał, że nadmierna surowość na nic się nie zda, gdyż czasem każdym z nas mogą zawładnąć siły i uczucia, których nie sposób pokonać. Dlatego też wolał, by kara była raczej przestrogą dla innych, nakazał więc zakonnikowi wzniesienie wieży, która odchylałaby się od pionu tak, jak bardzo zachowanie rycerza odbiegło od reguły klasztornej, upamiętniając tym samym na zawsze jego grzech.
Będąca częścią murów obronnych Krzywa Wieża przypomina więc o nim od siedmiu wieków. W kolejnych latach stało się zwyczajem, że złoczyńcy zamiast bezproduktywnie przesiadywać w lochach, musieli uczestniczyć w realizowanych właśnie budowach.
Są też jednak inne wyjaśnienia. Być może początkowo wieża była prosta, a dopiero po wielu latach zaczęła się przechylać. Przyczyną było osuwające się piaszczyste podłoże albo… naruszająca odwieczne prawa teoria Mikołaja Kopernika, która ściągnęła na miasto karę boską. Ten argument był brany pod uwagę, gdy w Rzymie decydowano o wpisaniu
De revolutionibus orbium coelestium na niesławny
Index librorum prohibitorum, którego ostatnie wydanie – o czym często się zapomina – zostało opublikowano w 1948 roku, choć dzieło Kopernika wykreślono z niego decyzją papieża Piusa VII w roku 1835.
Krzywa Wieża – niezależnie od przyczyn pochyłości – odchyla się od pionu o 146,2 cm i perfekcyjnie nadaje się do weryfikacji zasad moralnych turystów. Należy stanąć plecami do wieży, złączonymi nogami dotknąć muru i wyciągnąć ręce przed siebie. Ten, kto wytrzyma w takiej pozycji 15 sekund, jest niewątpliwie człowiekiem pozbawionym grzechów.
Bez względu na wynik testu po obejrzeniu Krzywej Wieży najlepiej przejść się nad Wisłę, na Bulwar Filadelfijski, gdzie kręcone były pierwsze sceny „Rejsu”. Bulwar nie nosił jeszcze wtedy tej nazwy, nadano ją w 1977 roku ze względu na współpracę miasta z amerykańską Filadelfią. Mur przy nabrzeżu jest ozdobiony cytatami z filmu, ale także z politycznych mądrości ostatnich lat, którym mogę się teraz przyjrzeć dokładniej niż
półtora roku temu.
W damskiej ubikacji jest napisane głupi Kaowiec!W pobliżu, przy Bramie Mostowej znajduje się przekształcony w hotel dawny Spichrz Szwedzki, a na jednej z jego ścian, od strony dziedzińca, namalowano ciężką pracę dawnych pracowników spichlerza. Wszyscy dzielnie ładują lub wyładowują zboże, tylko jeden wałkoń na pierwszym piętrze, oparty o framugę okna, wyraźnie się obija.
Gdy ktoś przyjeżdża do Torunia pociągiem (co szczerze rekomenduję), to warto, by zdecydował się dojść do centrum miasta pieszo, przechodząc przez most na Wiśle. Wcześniej dobrze jest podejść nad rzekę, do punktu widokowego, by zobaczyć najładniejszą panoramę miasta. Widać stąd dominującą katedrę św. Janów z zegarem flisaczym (co nietypowe zegar znajduje się tylko od strony rzeki, nie miasta), inne zabudowania starówki i mury obronne.
Należy docenić ten widok, a szczególnie właśnie katedrę. Gdy bowiem zbliżał się rok 1500, podobnie jak pięćset lat później, spodziewano się końca świata. Toruńscy kupcy, mieszczanie ani rzemieślnicy nie byli szczególnie zachwyceni tą perspektywą, która mogła negatywnie wpłynąć na interesy bogacącego się grodu. Postanowili zapobiec tego rodzaju nieszczęściu, próbując przebłagać Boga za swoje grzechy. Ufundowali ogromny dzwon – Tuba Dei (czyli Tuba Boża), a Bóg zesłał swojego anioła, by strzegł miasta, w którego herbie anioł do dziś się znajduje. Istnieje teoria, że koniec świata nie nastąpił również poza Toruniem.