Skrócony plan długiego weekendu:
1) Linie kolejowe, które są czynne tylko w wakacje – sztuk dwie;
2) Kolejna wąskotorówka – sztuk jedna;
3) Uzdrowisko (nieco kiczowate) – sztuk jedna;
4) Nowa trasa tramwajowa – sztuk jedna;
5) Kwatera Hitlera – sztuk jedna.
Zaczynam od TLK „Kopernik”, którym docieram do Torunia. Wstępny plan zakładał, że najpierw pokręcę się po mieście, potem pojadę do Ciechocinka, a po powrocie będę kontynuować wędrówkę po Toruniu. Ponieważ jednak wcześniejszy pociąg jeszcze stoi, więc szybko do niego wsiadam. Jako pasażer z przesiadki nie płacę za wystawienie biletu w pociągu – konduktorce nie przeszkadza na szczęście, że przesiadałem się z pociągu, który przyjechał z tego samego kierunku, w którym teraz się udam.
Chwilę później ruszam już SA134 Arrivy z Torunia w kierunku Aleksandrowa Kujawskiego. Wielokrotnie przejeżdżałem już tym odcinkiem, stacja Otłoczyn budzi jednak zawsze te same skojarzenia.
19 sierpnia 1980 roku słońce wschodziło o 5.25. Było więc jeszcze niemal zupełnie ciemno, gdy po godzinie 4.20 ciągnący szesnaście pustych wagonów pociąg towarowy prowadzony lokomotywą ST44 (czyli Gagarinem) minął sygnał „Stój” i wjechał na tor niewłaściwy szlaku w kierunku Torunia Głównego. Kilka minut wcześniej na ten sam tor w Toruniu wjechał pociąg osobowy do Łodzi. O rozpruciu rozjazdu na stacji Otłoczyn dyżurny ruchu natychmiast poinformował obsługę posterunku odgałęźnego Brzoza Toruńska. Pociąg osobowy z Torunia do Łodzi minął jednak ten posterunek chwilę wcześniej.
Pociągi nie miały radiotelefonów, dyżurni nie mogli już zrobić nic. Krótko po tej rozmowie telefonicznej, chwilę po 4.30 doszło do czołowego zderzenia. Na miejscu zginęło sześćdziesiąt pięć osób, dwie kolejne zmarły w szpitalu. Była to najpoważniejsza katastrofa kolejowa w powojennej historii Polski.
„Wiedziałem, że są zabici i ranni. Ale to, co zobaczyłem, wyglądało jak pole bitwy w filmach wojennych (…) Patrzyłem, jak przynosili kolejnych zabitych, i prosiłem w myślach, aby w końcu przestali" – mówił później dziennikarzom pracujący przy usuwaniu skutków katastrofy naczelnik lokomotywowni Toruń Kluczyki Kazimierz Janicki. Przed południem, kilka godzin po wypadku, na miejsce przyleciał pierwszy sekretarz KC Edward Gierek. Dziennikarze wspominali, że w przeciwieństwie do innych katastrof z czasów PRL interwencja cenzury była niewielka. Nie zabroniono pisać o wypadku, nie pomniejszano jego skali.
Pierwszym odruchem było niesienie pomocy – ludzie masowo oddawali krew. Natychmiast jednak pojawiły się plotki – najpowszechniejsza głosiła, że pociągiem towarowym wieziono czołgi do pacyfikacji strajku w Gdańsku. Mówiono też, że wypadek spowodowała SB. Przyczyn katastrofy jednoznacznie nie wyjaśniono do dziś, wszystko wskazuje jednak, że najważniejszą było po prostu zmęczenie człowieka.
Sprawca katastrofy, maszynista pociągu towarowego, był w pracy od ponad dwudziestu czterech godzin. Powinien skończyć służbę poprzedniego wieczora, posłużył się jednak sfałszowanym wykazem pracy drużyn trakcyjnych. Takie sytuacje miewały wtedy miejsce – w ten sposób można było więcej zarobić dzięki nadgodzinom. Wyjeżdżając z Otłoczyna musiał jednak być świadomy – zmieniał prędkość, sześciokrotnie skasował czuwak. Jedna z hipotez, których nigdy nie uda się zweryfikować głosi, że wskutek zmęczenia mógł pomylić trasę z okolicą Chojnic, gdzie pracował.
W pobliżu miejsca katastrofy znajduje się pomnik upamiętniający jej ofiary. Po jego minięciu mój pociąg przejeżdża przez stację Otłoczyn, na moment zatrzymuje się w Aleksandrowie Kujawskim, by odbić potem w kierunku Ciechocinka. Niespełna siedmiokilometrowa linia Aleksandrów Kujawski – Ciechocinek była do grudnia 2011 roku jedną z ostatnich w Polsce funkcjonujących klasycznych linii lokalnych. Pasażerowie przesiadali się w Aleksandrowie do pociągu dowożącego do uzdrowiska. Interpretując po swojemu nowe przepisy marszałek województwa kujawsko-pomorskiego wykorzystał jednak okazję, by linię zamknąć. Ponieważ w tym roku Arriva uruchomiła połączenia w letnie weekendy i święta, postanowiłem przyjechać tu, bo nie wiadomo, kiedy znów będzie taka okazja. Być może już nigdy?
Gdy poprzednim razem odwiedzałem uzdrowisko w budynku dworca mieściła się jeszcze kasa, w której kuracjusze zasięgali informacji o dalszych połączeniach z Aleksandrowa Kujawskiego w Polskę. Dziś na dworcu niepodzielnie rządzi sklep z antykami. Poza tym niewiele się zmieniło – z ulicznych straganów jak zawsze dobiegają przeboje lat sześćdziesiątych przemieszane z hitami disco polo ostatnich lat. Podczas krótkiego spaceru po mieście dochodzę do tężni, wracając spaceruję przez Park Zdrojowy oraz zaglądam do drewnianego pawilonu pijalni wód mineralnych, gdzie kupuję „Krystynkę”.
Woda ma ponoć same zalety: zawiera dużo magnezu, reguluje ciśnienie, zapobiega chorobom serca, a nawet obniża poziom cholesterolu. Według dostępnych informacji jest „lekko słonawa”. Podróż pociągiem powrotnym do Torunia wykorzystuję więc w celach leczniczych, stwierdzając jednocześnie, że określenie „lekko słonawa” jest eufemizmem posuniętym bardzo daleko.
Pod koniec czerwca w Toruniu otwarta została nowa trasa tramwajowa prowadząca na osiedle Bielany do kampusu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Chociaż nowy odcinek, poprowadzony ulicami Sienkiewicza, Gagarina i Okrężną liczy zaledwie 1,9 kilometra, co nie wydaje się imponujące, ma duże znaczenie. Tramwaje dowożą studentów i mieszkańców osiedli do centrum miasta, na starówkę oraz do stacji Toruń Miasto. W sierpniu, gdy studenci odpoczywają, okolica jest dość senna, mój spacer wzdłuż nowych torów zakłóca też ulewa.
Oprócz nowej linii do Uniwersytetu w ostatnich miesiącach wybudowano także torowisko w Al. Solidarności, modernizowana jest też infrastruktura na istniejących trasach, zakupiono też wagony Swing z bydgoskiej Pesy.
Wizytę w piernikowym grodzie wykorzystuję na zapoznanie się z inną ważną inwestycją infrastrukturalną, czyli mostem im. gen. Elżbiety Zawackiej. Jadę do dzielnicy Czerniewice, skąd wracam przejeżdżającym przez nowy most autobusem linii 19. Pomysł budowy drugiego mostu przez Wisłę w Toruniu pojawił się już przed II wojną światową, jednak obiekt powstał dopiero osiemdziesiąt lat później i został otwarty w 2013 roku.
Po południu spaceruję jeszcze przez dobrze znane toruńskie Stare Miasto i zaglądam na nadwiślański bulwar. Zdobią go cytaty z polskiej klasyki filmowej oraz parlamentarnej. Można przeczytać takie myśli jak: „Pytania są tendencyjne” oraz „Ale jaką metodą wybierzemy metodę głosowania” ale też „Jak chodziliśmy do szkoły, wyjadałem szczaw z nasypu”.
Wczesnym wieczorem IR „Mamry” odjeżdżam do Olsztyna.
Cytat i niektóre informacje o katastrofie w Otłoczynie na podstawie reportażu Przemysława Semczuka „1980 Przyspieszony” z internetowego wydania Newsweeka.