Wypadałoby zacząć od samego początku, tyle że nie bardzo wiadomo, kiedy on właściwie przypada. Prześladowani w swoim kraju Ormianie na Krym dotarli już w XI wieku, do Lwowa zapewne niedługo po powstaniu grodu i wkrótce miasto stało się najważniejszym ośrodkiem ich kultury. Zajmowali się handlem i rzemiosłem (m. in. złotnictwem), zarabiali na sprzedaży biżuterii, kobierców czy broni, w późniejszych wiekach dzięki uczciwości, z której byli powszechnie znani, stawali się też zarządcami majątków. Nie tylko temu wszystkiemu zawdzięczają jednak swoją pozycję. Już w głębokim średniowieczu Lwów był miastem, do którego przybywali ze swoimi produktami Grecy, Włosi, Turcy, Niemcy, Tatarzy a nawet Persowie. I właśnie Ormianie wydzierżawili od miasta urząd tłumacza, bez którego nie można było przeprowadzić żadnej transakcji handlowej.
Przed XVII wiekiem Ormianie tworzyli własny, zamknięty świat, co odpowiadało i im i innym zamieszkującym Lwów narodom. Podróżnik Ulryk Werdum pisał:
Bogaci bardzo, trzymają się z dala od Polaków oraz innych narodów i religii, zupełnie prawie na podobieństwo Żydów. Są jednak tak szlachetni i dumni i pańscy, jak tamci nędzni i służalczy. Można Ormian łatwo odróżnić po krewkiej i ciemnej twarzy, po wypukłych i bezczelnych oczach. Niechętnie kojarzą się z obcymi. Kupcy z nich najwięksi i najprzebieglejsi…. Kontakty między nacjami w sferze handlu były jednak bardzo intensywne, zdarzyło się więc, że Ormianim, Iwaszko Tychniewicz, pokochał polską służącą, Zofię Górską. Iwaszko był wdowcem, czyli mógł ponownie zawrzeć związek małżeński, ale nie zezwoliła na to rada miejska stwierdzając twardo, że różnice religijne są nie do przezwyciężenia. Oboje zakochanych skazano na śmierć na stosie. Zostali związani jednym łańcuchem, umierali w płomieniach przytuleni do siebie.
Działo się to w XVI wieku, a sto lat później na ormiańskiego biskupa wyświęcony został zaledwie 22-letni Mikołaj Torosiewicz, którego dzieje tworzą kolejną miłosną historię. Nie wiadomo nawet, jak miała na imię jego ukochana, wiadomo że wykradł ją z klasztoru i zapewnił mieszkanie. Owocem związku było dwóch synów. Postawa młodego biskupa wywołała oburzenie wiernych, którzy uprowadzili kobietę (przynajmniej do bycia porywaną miała już szansę się przyzwyczaić), a następnie wbrew jej woli wydali za mąż. Małżonek wkrótce ją porzucił, co można zrozumieć, gdyż większość czasu spędzała z biskupem i to na zajęciach, które trudno byłoby wytłumaczyć religijną gorliwością. Niestety burzliwy związek zakończył się jak często w tamtych czasach, kobieta zmarła po ciężkiej chorobie, a biskup zorganizował wystawny pogrzeb, co dodatkowo zgorszyło społeczność ormiańską.
I tak nadszedł rok 1630. Wcześniej Ormianie podlegali katolikosowi, zwierzchnikowi Kościoła Ormiańskiego mającego siedzibę w Armenii, ale w tym właśnie roku biskup Torosiewicz zawarł unię z Rzymem, rozpoczynając dzieje Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego (formalnie utworzonego dopiero w 1742 roku). Od zawarcia unii rozpoczyna się okres asymilacji. Skoro stos przestał zagrażać miłości, wszystko przebiegało w szybkim tempie. Kolejne małżeństwa pięknych lwowianek z ormiańskimi kupcami powodowały, że ci ostatni zyskiwali tytuły szlacheckie, a szlachcic przecież nie mógł parać się handlem! Ormianie uczyli się języka polskiego, udział ich tradycyjnej kultury stawał się coraz bardziej symboliczny, a sklepy przejmowali Żydzi. W XX wieku, przed wojną Ormian było już niewielu, a i ci, którzy pozostali, mówili na co dzień po polsku i poza rysami twarzy niczym się wyróżniali.
W miejscu, gdzie dziś stoi ormiańska katedra pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, do której niepozorne wejście prowadzi od strony ulicy Krakowskiej, dawniej znajdował się ogród, a w nim drzewa przywiezione przez Ormian z ojczyzny. Były wśród nich pigwy, których przecięcie dawało ślad przypominający krzyż. Dostrzegł to jeden z bogatych Ormian i uznał, że Bóg chce, by w tym miejscu stanął dom modlitwy. Najpierw był on drewniany, budowę niewielkiego kościoła murowanego rozpoczął w 1356 roku włoski budowniczy Doring, a sfinansowała ją cała społeczność. Świątynię wzniesioną na planie krzyża ormiańskiego, wzorowaną na katedrze w Ani, w 1363 roku podniesiono do rangi katedry.
Podczas prac remontowych prowadzonych w latach 1908-28, decyzją biskupa Teodorowicza postanowiono od nowa ozdobić katedrę. Miał tego dokonać sam Józef Mehoffer, który zdążył wykonać mozaiki w części świątyni. Podczas wystawy w warszawskiej „Zachęcie” biskup obejrzał jednak dzieła młodego artysty Henryka Rosena. I zachwycił się na tyle, że do zaskoczonego Rosena powiedział: „Ja mam katedrę we Lwowie, chcę Pana wziąć, żeby ją ozdobić”. Malarz pracował przez pięć lat w świątynnym mroku, tworząc polichromie ze scenami biblijnymi. Są wśród nich motywy z życia Chrystusa, życie i nauczanie Jana Chrzciciela, sceny poświęcone Matce Boskiej oraz starotestamentowi prorocy.
Najbardziej niezwykłe spośród malowideł przedstawia pogrzeb świętego Odilona. Opat z Cluny, żyjący na przełomie X i XI wieku ustanowił Dzień Zaduszny jako przeciwwagę dla pogańskich obrzędów na cześć zmarłych. I właśnie dlatego w jego pogrzebie miały wziąć udział dusze zmarłych, na obrazie lekko zarysowane, przedstawione jako przezroczyste.