„Gdy przyjadę do Bitoli kupię sobie trzy dorożki. Jedną będę jeździł sam, w dwóch kolejnych pojadą muzycy” – głosi piosenka z końca XIX wieku, gdy położona w imperium tureckim Bitola stała się „miastem konsulów”, w którym mieściły się przedstawicielstwa dyplomatyczne wielu państw, po bulwarze zaś spacerowały modnie ubrane damy i eleganccy panowie.
Dworzec kolejowy i autobusowy ulokowano na południe od centrum miasta, przed wędrówką śladem XIX-wiecznej wielkości cofam się więc znacznie dalej w przeszłość, do pobliskich ruin starożytnego Heraclea Lyncestis. Linkestis to dawne królestwo zamieszkane przez plemię Linkestów, natomiast Heraclea pochodzi od bohatera Heraklesa. Miasto założył w IV wieku p.n.e. Filip II, później było ważnym ośrodkiem rzymskim leżącym na Via Egnatia, drodze łączącej Bizancjum z Dyrrachium (dziś Durrës w Albanii), następnie siedzibą biskupa, aż w 585 roku zniszczyli je Słowanie.
W lutowe południe jestem jedynym gościem zasypanych śniegiem ruin. Spaceruję po antycznych uliczkach, które kryją także pozostałości systemu kanalizacji. Relikty są dobrze opisane, można zobaczyć, w którym miejscu znajdowała się mała, w którym wielka bazylika, gdzie była rezydecja biskupa, a gdzie znacznie starsze termy. Najlepiej zachowanym obiektem jest teatr wybudowany przez cesarza Hadriana. Widzowie siedzieli w dwudziestu rzędach, skąd mieli doskonały widok na walki gladiatorów. Gdy pod koniec IV wieku walk zakazano, także teatr zaczął podupadać. Podczas prac archeologicznych odkryto wykonany z kości bilet do teatru.
Nie udaje mi się obejrzeć pochodzących z V-VI wieku mozaik podłogowych, które muszą być głęboko pod śniegiem. Sądząc po zdjęciach dostępnych w Internecie są one bardzo ciekawe, zawierają motywy roślinne i geometryczne, a mozaika z Wielkiej Bazyliki została nawet umieszczona na jednym z banknotów.
Od ruin przez Park Miejski dochodzi się do ulicy Szerokiej czyli Širok Sokak, deptaku oficjalnie upamiętniającego jeszcze niedawno marszałka Tito. Ozdobioną neoklasycystycznymi gmachami ulicą spaceruje się bardzo miło, choć nie ma już dorożek, z elegancją przechodniów też bywa różnie, są za to desperaci przesiadujący w kawiarnianych ogródkach mimo sypiącego im prosto do szklanek i kieliszków śniegu.
Miasto przeżywało okres świetności przez długie lata ottomańskich rządów, po których pozostało wiele śladów. Jednym z nich jest meczet Yeni (czyli nowy), który wzniósł pełniący urząd kadiego (sędziego muzułmańskiego) Mahmud Efendi na fundamentach cerkwi świętego Jerzego. Wykopaliska potwierdziły, że faktycznie była tu wcześniej świątynia, ale powtarzana przez stulecia z ust do ust legenda i tak nie pozwoliła o tym zapomnieć. Budowa meczetu nie posuwała się naprzód, wszystko, co wybudowano w dzień, święty Jerzy niszczył nocą. Rozwiązanie problemu okazało się banalne – architekci wmurowali w ściany powstającej świątyni podkowy, ponoć zgubione przez konia należącego do świętego. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego święty Jerzy poczuł się usatysfakcjonowany i przestał sabotować budowę, ale myśli świętych podążają czasem osobliwymi ścieżkami. Meczet dziś służy jako galeria, w której urządzane są m.in. pokazy bielizny, co budzi protesty muzułmanów.
Ciekawe dzieje ma także wysoka na 32 metry wieża zegarowa powstała w XVII wieku. Jej wznoszenie zostało dobrze zapamiętane przez chłopów z okolicznych wsi, zmuszonych przez tureckie władze do dostarczenia 60 tysięcy jaj kurzych, które po zmieszaniu z wapnem posłużyły do budowy. Zegar odzywa się cztery razy dziennie (o 6, 12, 18 i o północy), grając jedną z sześciu różnych melodii. Szczególnie ciekawa jest
„Biljana platno beleše”, ludowa pieśń o młodej Biljanie, która podczas prania w rzece natknęła się na handlarzy winem. Zachwyceni jej pięknem próbowali ją uwieść, ona jednak wybrała woźnicę ich powozu. Co nie zawsze się zdarza w ludowych pieśniach, wszystko kończy się dobrze, młodzi wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Drugi z odgrywanych utworów, opiewający uroki życia w mieście, to
„Bitola. Babam Bitola”.
Koło mostu na rzece Dragor znajdziemy też Bezisten, wielokrotnie przebudowywany obiekt ma jednak niewiele cech orientalnych, wydaje się bliższy europejskim halom targowym. Powstały już w XV wieku gmach znalazł się na kartach historii w 1667 roku, gdy okradziono tu sławnego, tureckiego podróżnika Ewliję Czelebiego, autora „Sejahatname”, wydanej także po polsku „Księgi podróży Ewliji Czelebiego”. Nieco później zatrudniono nocnego strażnika, który miał czego pilnować, Bezisten stał się bowiem miejscem przechowywania zebranych w regionie podatków, a także przejmowanych przez państwo kosztowności pochodzących od zmarłych pozbawionych krewnych. Halę powiększono w XIX wieku, zyskała wtedy trzy pasaże, w których mieściły się 84 sklepy.
Wciąż bardzo wschodni charakter ma Stara Czarszija, mniej turystyczna niż w Skopje czy w Sarajewie. To handlowa dzielnica miasta, gdzie zakupy robią głównie miejscowi – są stoiska z ubraniami, buregdžinice, punkt handlu wiadrami (ile wiader może potrzebować tej wielkości miasto?), przyprawami czy bakaliami. Nad wąskimi chodnikami rozciąga się plątanina przewodów.
Bitola, znana dawniej jako Manastir, należała do Turcji od 1382 do 1912 roku, jednak to ostatnie dziesięciolecia w imperium były okresem jej największego rozkwitu. Stała się wtedy drugim po Salonikach największym miastem tej części Bałkanów. Była siedzibą wielu organizacji a także szkół, w tym Wyższej Szkoły Wojskowej, do której uczęszczał w latach 1896-99 Mustafa Kemal, znany później całemu światu jako Atatürk. Przede wszystkim jednak Manastir to „miasto konsulów”, ponieważ mieściły się tu przedstawicielstwa dwunastu europejskich państw.
Wracając w kierunku dworca zaglądam na uliczkę 11 Oktombri, gdzie znajduje się niepozorna kamienna cerkiew św. Dymitra z 1830 roku. I połowa XIX wieku to nie był dobry okres dla kościoła prawosławnego w imperium ottomańskim. Uzyskanie zgody na budowę świątyni u islamskich władców nie było łatwe, a gdy już się udało, obwarowane było wieloma zastrzeżeniami. Cerkiew nie mogła mieć pokaźnych rozmiarów, rzucać się w oczy czy być bogato zdobiona. Stąd skromny wygląd świątyni, ale też rekordowy czas jej powstania. Rzemieślnicy podzielili się bowiem zadaniami i budowę ukończyli w pięć miesięcy. To, co najpiękniejsze ukrywa się we wnętrzu, jestem w nim sam, tym razem udaje się więc zrobić kilka zdjęć ikonostasu, ozdobionego niezwykle drobnymi, rzeźbionymi elementami oraz dziesiątkami ikon. Niezwykle misternie wyrzeźbiony został także tron władyki.