Nikomu, kto podobnie jak piszący te słowa lubi „Księgę tysiąca i jednej nocy” i wraca do niej co jakiś czas, postaci Haruna ar-Raszida nie trzeba przedstawiać. Za czasów rządzącego Bagdadem na przełomie VIII i IX wieku kalifa powtarzane z ust do ust opowieści o indyjsko-perskiej genezie przybrały postać zbliżoną do tej, którą dziś znamy. Powstał zbiór, na którego kartach Harun ar-Raszid występuje wielokrotnie. Jest uosobieniem dobrego władcy, wyrozumiałego i troskliwego, bardziej zainteresowanego dobrem poddanych, niż pomnażaniem i tak ogromnego majątku. W skromnym stroju, w towarzystwie tylko najbliższych sług, wędrował ulicami miasta udając żebraka, tylko tak mógł bowiem poznać opinie poddanych i doświadczyć ich losu. Zdarzyło się, że w ten właśnie sposób dotarł do domu trzech kobiet, by stać się słuchaczem, a w pewnym sensie bohaterem „Opowieści o tragarzu i dziewczętach”.
Spacerując po Sarajewie nie sposób uniknąć skojarzeń z Harunem ar-Raszidem, widząc upamiętnionego na każdym kroku Gazi Husrev-bega, dobrego władcę niczym z orientalnych baśni. Urodził się w 1480 roku w Grecji, jego ojciec był Bośniakiem, matką Seldżuka, córka samego sułtana Bajazyda II. Dzięki swoim wojennym podbojom został jednym z najbardziej zaufanych podwładnych sułtana Sulejmana Wspaniałego. Były to czasy największej potęgi Imperium Osmańskiego, Husrev-beg miał swój duży udział w jednym z największych tureckich zwycięstw tego czasu, bitwie pod Mohaczem w 1526 roku.
Już wcześniej, 15 września 1521 roku, Sulejman mianował Gazi Husrev-bega zarządcą bośniackiego sandżaku (sandżak to jednostka podziału administracyjnego imperium tureckiego). W tym właśnie momencie historia zaczyna się przenikać z legendą. Była jesień, gdy w bardzo skromnej wówczas sarajewskiej čaršiji pojawił się biednie ubrany mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał na strudzonego podróżnego, może napadniętego przez zbójców, człowieka, który nie ma dokąd pójść i co z sobą zrobić. Podchodził do handlarzy i rozmawiał z nimi. Poprosił nieśmiało o kufel sfermentowanej buzy, dodając od razu, że nie ma czym zapłacić. Sprzedawca nalał mu natychmiast i aż się żachnął: „Nie zbankrutuję przecież przez kufel napoju!”. Podobnie czynili inni, nierozpoznany bej najadł się do syta, uzyskał nocleg i wszystko, czego zagubiony przyjezdny mógł potrzebować.
Sarajewo było wtedy niewielką, 4-tysięczną mieściną, pozbawioną większego znaczenia. Wzruszony dobrocią poddanych bej rozpoczął wielką rozbudowę. W ciągu dwudziestu lat jego rządów oraz później, przy wykorzystaniu majątku Husrev-bega powstały biblioteka, karawanseraj, wodociąg, meczet, łaźnia, medresa, bazar. Także inni korzystali na rozwoju miasta i tolerancji władz: zbudowano pierwszą cerkiew prawosławna, a nieco później pierwsza synagogę. Gdy Gazi Husrev-beg zmarł w 1541 roku Sarajewo liczyło już ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, było ważnym ośrodkiem handlu i wciąż dynamicznie się rozwijało.
Nic dziwnego, że miasto pamięta o swoim dobroczyńcy. Ma on swoją ulicę koło meczetu, który ufundował, muzeum w dawnej medresie i przede wszystkim bibliotekę, istniejącą nieprzerwanie od 1537 roku, gromadzącą dziś sto tysięcy bezcennych pozycji. Gdy bej ufundował medresę zastrzegł jednoznacznie: „Jakiekolwiek środki przeznaczone na budowę szkoły pozostaną niewykorzystane, należy je przeznaczyć na zakup książek”. Kolekcja, w przeciwieństwie do Biblioteki Narodowej Bośni i Hercegowiny, przetrwała wojnę w Jugosławii i dziś mieści się w nowym budynku, wybudowanym z funduszy Kataru.
O wybitnym władcy nie zapomnimy nawet przy obiedzie. Każda szanująca się aščinica, czyli tradycyjna restauracja ma bowiem w menu „Begovą čorbę”, czyli zupę z kurczaka z warzywami.