Geoblog.pl    vlak    Podróże    Lipcowy weekend wąskotorowy    Autonomia rzecz wspaniała czyli znów w GOP-ie
Zwiń mapę
2014
12
lip

Autonomia rzecz wspaniała czyli znów w GOP-ie

 
Polska
Polska, Katowice
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Nie przepadam za dziećmi. Ich wrzask działa mi na nerwy, pisk podnosi ciśnienie, tupanie i biegi wywołują mordercze instynkty, a ogólne kwilenie i jęczenie zmieniają podróż w koszmar. Jeżeli może być coś gorszego od irytujących dzieci w pociągu, są to ich rodzice. Charakterystyczną cechą pociągów specjalnych i turystycznych są nieraz bowiem rodziny, w których pociechy są mało pocieszające, a mamusia i tatuś mało trzeźwi. Uznają oni, że skoro w celu zapewnienia rozrywki dzieciom decydują się na wyjazd pociągiem, to muszą się jakoś znieczulić. Zaczynają to robić już rano, a po wejściu do wagonu mniej lub bardziej dyskretnie, zależnie od wyrozumiałości obsługi, doprowadzają się do stanu, w którym otaczający świat, ze szczególnym udziałem ich latorośli, mógłby przestać istnieć. Cokolwiek dzieci robią, rodzice są już bardzo daleko, w krainie czerwonych policzków, głośnego bekania, a w najgorszym razie nawet biesiadnego śpiewu. Podróż, która przez pierwsze dziesięć minut jest dla dzieci wspaniałym przeżyciem, szybko zmienia się w nudę i wymusza szukanie innych rozrywek. Żeby któryś z rodziców zareagował, sytuacja musi stać się krytyczna. Wtedy wreszcie, na chwilę przebudzona mamusia (tatuś raczej nie) odezwie się stanowczo: „Hep! Kochaaanie... Hep! Wyjmnij Panu siostrę z nosa! Hep! Znów będziemy ją musieli myć! Hep!”. Po czym spada pod ławkę i zasypia.

Jakkolwiek powyższy opis jest lekko przejaskrawiony, na podobne sytuacje zdarzało mi się w poprzednich latach natknąć. Niechęć do panującej w pociągach turystycznych atmosfery jest głównym powodem, dlaczego interesując się koleją od lat wciąż jeszcze nie odwiedziłem wszystkich polskich wąskotorówek. Uznałem jednak, że czas nadrobić zaległości i w tym sezonie dotrzeć do jak największej liczby brakujących kolejek. Na ten weekend przypadły Górnośląskie Koleje Wąskotorowe oraz kolejka Koszalińska.

By dotrzeć do pierwszej z nich wyjeżdżam w sobotni poranek z Warszawy pociągiem TLK „Wisła”. Poprzedniego wieczoru na Stadionie Narodowym odbył się koncert zespołu Metallica, toteż wielu pasażerów pociągu to ubrani na czarno fani ciężkiego rocka. Skład mojego przedziału przedstawia się następująco: rockowa para z Radomska, nastoletnia fanka wracająca do domu do Oświęcimia, starsza pani jadącą do Częstochowy oraz kobieta, z którą nawiązała znajomość. Podróż mija spokojnie: staruszka przez cały czas krytycznie patrzy na odsypiającą metalową młodzież, a ja czytam „Wiek żelaza” Coetzeego, obserwując jednocześnie postępy w rewitalizacji torów na linii Koluszki – Częstochowa.

W Częstochowie starsza pani wysiada, przed wyjściem ostentacyjnie mówi: „Do widzenia Pani”, zwracając się do nowej znajomej, dając wyraźnie do zrozumienia, że z nikim innym żegnać się nie zamierza. Taki brak kultury (ależ ta młodzież niewychowana) wzbudza moje dyskretne oburzenie. Oświęcimianka nie jest chyba szczególnie dotknięta – odkąd w Radomsku zrobiło się więcej miejsca leży bowiem wygodnie śpiąc z łapkami w górze, zupełnie jak kot mojego wujka. Wabi się Felek. Kot oczywiście, oświęcimianka pewnie jakoś inaczej.

Z pociągu wysiadam w Katowicach, do Bytomia, gdzie rozpoczyna bieg wąskotorówka, postanawiam dojechać tramwajem linii 7, kursującym odbudowaną niedawno trasą przez bytomskie Łagiewniki. Na szczęście mam sporo czasu, mój odjazd się bowiem opóźni. Ruch tramwajowy jest wstrzymany – tramwaje przyjeżdżające z zachodu stoją na placu Wolności, te jadące od strony Spodka na Alei Korfantego, a z Zawodzia na ulicy Warszawskiej. Pomiędzy – na wyremontowanej ulicy 3 Maja – maszeruje Ruch Autonomii Śląska.

Marsz Autonomii Śląska odbywa się co roku w połowie lipca, ten, który blokuje moją siódemkę jest już ósmy. Demonstranci machają żółto-niebieskimi flagami oraz niosą transparenty z nazwami miast. Najczęściej skandowane hasło, rzeczywiście wpadające w ucho brzmi: „Autonomia rzecz wspaniała, bo Śląsk syty, Polska cała”. Głos z megafonu co pewnie czas pospiesza uczestników przemarszu: „Idymy, idymy!”. Pojawiają się też oczywiście głosy o strasznej Warszawie, która wysysa z regionu wszystko co dobre i odpowiada za wszelkie niepowodzenia. Nie mogę się nadziwić, że ten mit jest wciąż tak powszechny (bynajmniej nie tylko na Śląsku), ale nigdy nie twierdziłem, że muszę wszystko rozumieć.

Demonstranci skręcają na Rynku w stronę placu Miarki, a pracownicy nadzoru ruchu Tramwajów Śląskich przywracają ruch. Część opóźnionych tramwajów jest kierowana na zmienioną trasę lub zawracana na placu Wolności, by jak najszybciej wstawić się w plan. Moja siódemka jedzie normalnie w kierunku Bytomia, zajmuję więc miejsce na końcu wagonu, który szybko się zapełnia (1x105Na – niestety standard w GOP).

Najpierw mijam centrum handlowe i dworzec, który przywitał mnie godzinę wcześniej. Nie mogę się przekonać do nowego obiektu otwartego w ubiegłym roku – wcześniejszy, ukończony w 1972 roku budynek zaprojektowany przez zespół architektów zwanych „Tygrysami” (Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński, Eugeniusz Wierzbicki) zawsze był dla mnie jednym z symboli Katowic. Do klasyki idiotyzmu przeszła jedna z wypowiedzi przedstawicieli PKP, który tłumaczył, że dawny dworzec trzeba było zburzyć „ponieważ był brudny”. Destrukcja okazała się prostsza od umycia. Oczywiście prawda była inna – chodziło o grunt, który można było przekazać na kolejne centrum handlowe w centrum miasta, a dworzec stał się konieczną przybudówką do wielkiego sklepu. Pod tym względem sytuacja jest podobna do tej w Poznaniu.

Pamiętam, jak mając kilkanaście lat po raz pierwszy odwiedziłem Górnośląski Okręg Przemysłowy. Wspominam zawsze drgającą kładkę nad pętlą autobusową, z której odjeżdżały przegubowe Ikarusy (z pętli, nie z kładki) do wielu zakamarków regionu, nieruchome już wtedy schody ruchome na perony i przede wszystkim imponujące betonowe kielichy, które były tak charakterystyczną cechą dawnej konstrukcji. Kilka z nich odbudowano, ale w obecnej formie, zdominowane przez centrum handlowe, wydają się raczej kpiną z poprzedników niż ich wspomnieniem.

Po minięciu placu Wolności tramwaj jedzie przez ulicę Gliwicką w katowickiej dzielnicy Załęże, potem wjeżdża do Chorzowa, a następnie do Świętochłowic. Na części ulicy Katowickiej urządzono deptak, na który wjazd mają tylko tramwaje. Na granicy Świętochłowic i Bytomia siódemka wjeżdża na starą-nową trasę.

W 2008 roku prowadząca ulicami Świętochłowicką i Łagiewnicką w bytomskich Łagiewnikach trasa została zamknięta ze względu na tragiczny stan infrastruktury – linia była w stanie śmierci technicznej i jej dalsza eksploatacja stwarzałaby zagrożenie dla pasażerów. Złośliwie można zauważyć, że w GOP-ie tory, po których strach jeździć nie są niczym nadzwyczajnym, na szczęście kilka lat temu gminy będące właścicielami Tramwajów Śląskich porozumiały się i podjęto wreszcie szeroko zakrojone prace przy modernizacji torowisk przy wykorzystaniu środków unijnych.

W momencie przebudowy ulic, wzdłuż których jechała siódemka, w 2010 roku rozebrano część torów. Odbudowana teraz trasa nie biegnie więc dokładnie tak, jak wcześniej, jest też dwutorowa, wcześniej istniał pojedynczy tor z mijankami. Ważne jednak, że w czerwcu 2014 roku przez Łagiewniki po zupełnie nowych torach znów przejechały tramwaje.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 178 wpisów178 592 komentarze592 4484 zdjęcia4484 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
24.03.2015 - 18.11.2017
 
 
03.10.2015 - 03.10.2015