Tak dużego i zróżnicowanego wyboru pamiątek, jaki oferuje Lwów nie widziałem od dawna. Ograniczeniem jest tylko zasób portfela (choć przy obecnym, bardzo słabym kursie hrywny na Ukrainie na wiele można sobie pozwolić) oraz pojemność bagażu. Wybierać można w rozsianych po całej starówce sklepach należących do sieci „Suwenirnyj Kram”, innych, mniejszych sklepikach oraz na targowiskach.
Podstawy są oczywiście takie jak wszędzie: kubki, szklanki, zapalniczki, długopisy czy magnesy. Ozdabiają je lwy, ukraiński trójząb czy niebiesko-żółte barwy. Popularne są tradycyjne, ukraińskie ludowe wzory haftu, które znajdziemy na elementach odzieży oraz – co już bardziej nietypowe – na lalkach i pluszakach.
W rękodzieło lepiej zaopatrzyć się nie w sklepach, ale na targu, duży wybór znajdziemy na Bazarze Krakowskim przy ulicy Łesi Ukrainki w pobliżu Teatru Skarbkowskiego. Starsi ludzie na niewielkich stolikach mają tu koszule w tradycyjne wzory, skarpetki, chusty, obrusy czy ręczniki. Są też różnego rodzaju figurki, nieśmiertelne matrioszki, ale też torby, czasem bardzo pomysłowe, niekoniecznie wyłącznie z symbolami Lwowa czy Ukrainy. Trudniej je wypatrzyć, ale na niektórych stoiskach znajdziemy przedmioty bardziej kontrowersyjne – szale z bojownikami UPA oraz w barwach skrajnie prawicowych organizacji.
Jeszcze inną, dość ciekawą pamiątką dla kobiet są kwiaty do wpięcia we włosy. Najtańsze i – co w tym wypadku ważne – najlżejsze, są małe kompozycje, które mogą też służyć jako broszka. Wśród miejscowych bardziej popularne wydają się większe wieńce, podkreślające słowiańskie, letnie skojarzenia. Tym, co rzuca się w oczy, jest swego rodzaju moda na sztukę ludową czy tradycyjne elementy stroju. Odzież z charakterystycznym haftem kupują nie tylko turyści, noszą je często Ukrainki.
Bazar przy Łesi Ukrainki to nie tylko tradycyjna odzież czy oczywiste pamiątki. Wypatrzymy tu obrazy przedstawiające widoki Lwowa, ale także przedmioty typowe dla giełdy staroci: stare czajniki czy garnki, klamki a nawet… poroża. Pamiątką ponoć popularną, a bardzo niestandardową jest papier toaletowy z Władimirem Putinem. W razie problemów finansowych polski turysta bez problemu może zapłacić w złotówkach. Warto także zatrzymać się przy ulicy Podwale wśród bukinistów, których zawsze jest pełno przed pomnikiem Iwana Fedorowa.
Mnie jednak szczególnie ciągną inne, bardzo nietrwałe pamiątki. Tu również wybór jest niesamowity. Zacząć można od sklepów firmowych dwóch największych fabryk ukraińskiej czekolady – Roshen i Switocz (Світоч). Właścicielem firmy „Roshen”, od którego nazwiska pochodzi nazwa zakładów, jest obecny prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko. Nic dziwnego, że zgromadził ogromny majątek, skoro jego imperium ma w swojej ofercie dwieście rodzajów ciast, cukierków i czekolad, w tym niezwykle słodki batonik o smaku crème brûlée w charakterystycznym, niebieskim opakowaniu. Switocz z kolei, należący dziś do koncernu Nestle, produkuje słodycze od 1882 roku i tą datą chwali się na każdej tabliczce czekolady. Tylko którą tabliczkę kupić, skoro do wyboru jest tyle smaków, w tym chyba wszystkich możliwych owoców (np. moreli i brzoskwiń), a nawet z nadzieniem… sernikowym.
Kto już dokona tego trudnego wyboru, zapakuje czekolady, cukierki i batony, ten – zgodnie z zasadami rządzącymi wszechświatem – stanie dopiero wtedy przed dużym sklepem z ogromnym napisem „Чоколядка”. Tu można się przekonać, że z czekolady można zrobić wszystko. Najpopularniejsze są czekolady deserowe przedstawiające lwowskie Stare Miasto, operę a nawet tramwaj, oprócz nich można jednak także zaopatrzyć się w klucze, kłódki, lampy, łyżki, narzędzia, figurki aniołów, a nawet małe instrumenty. Wszystko z czekolady.
To już powinien być koniec, prawda? Nic z tych rzeczy, są jeszcze lokale łączące funkcję sklepu i kawiarni. Tu zdobędziemy woreczki z kawą roztaczające aromat zniechęcający do opuszczania wnętrza, pralinki w dziesiątkach smaków i znów czekoladowe przedmioty. Moją uwagę od razu przyciągają pędzle z białej czekolady, których tylko końcówkę włosia wzbogaca czekolada mleczna.
Sklepy ze słodkimi pamiątkami mają swoje żywe reklamy. Wokół Rynku spacerują uśmiechnięte dziewczyny w długich sukniach, chętnie pozujące do zdjęć, z tacami pełnymi przysmaków. Czasem oferują poczęstunek, niestety najczęściej tylko dla dzieci, co uważam za głęboko niesprawiedliwe.
Oprócz słodyczy pamiątka gastronomiczną są oczywiście alkohole. Dużym zainteresowaniem cieszą się miejscowe piwa „Lwowskie” czy „Wysoki Zamek” oraz pochodzący z Kijowa „Obołoń”. Wśród stoisk można także nabyć inne trunki – wystarczy zbliżyć się do jednego z kramów, by starszy pan od razu nalał do plastikowego kubeczka miodu czy wiśniówki zachęcając do degustacji.