U progu I wojny światowej Lwów liczył nieco ponad dwieście tysięcy mieszkańców. Połowę stanowili Polacy, 57 tysięcy Żydzi, 39 tysięcy Ukraińcy. Gdy było już jasne, że z monarchii austro-węgierskiej zostaną gruzy, a na nich powstaną nowe państwa, o miasto, które dla dwóch narodów było świętością musiał wybuchnąć konflikt.
Polsko-ukraiński spór już wcześniej dla własnych korzyści starali się zaogniać Austriacy, jesienią 1918 roku sytuacja była więc wyjątkowo napięta. 11 października Zarząd Miasta Lwowa wysłał do Rady Regencyjnej list z zapowiedzią, że mieszkańcy miasta wezmą udział w odbudowie Rzeczpospolitej. Tydzień później powstała Ukraińska Rada Narodowa zapowiadająca powstanie państwa ukraińskiego sięgającego aż do rzeki San (czyli z Przemyślem włącznie!).
20 października Rada Miejska ogłosiła przyłączenie Lwowa do mającej się odrodzić Polski. Ukraińcy zaprotestowali. Od tego momentu obie strony planowały działać metodą faktów dokonanych.
Siły nie były jednak równe, bo w mieście polskich żołnierzy nie było, stacjonowały w nim natomiast będące częścią cesarsko-królewskiej armii oddziały ukraińskie. I tu właśnie leży odpowiedź na podstawowe pytanie: dlaczego o polskość Lwowa walczyły dzieci. Walczyły dlatego, że profesjonalnej armii w mieście nie było. Gdy 1 listopada żołnierze podlegający Ukraińskiemu Komitetowi Wojskowemu zajęli większość gmachów publicznych, spontaniczny opór mogli stawić jedynie cywile, szczególnie studenci oraz młodzież gimnazjalna.
Przez trzy dramatyczne tygodnie, nim 20 listopada do miasta dotarły z odsieczą wojska polskie pod dowództwem płk Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, po stronie polskiej walczyli uczniowie, studenci, robotnicy i urzędnicy. Łącznie w starciach wzięło udział ponad 6000 osób, z czego 40% nie przekroczyło 25. roku życia. Spośród 439 poległych 76 to studenci, 120 uczniowie,. Jednym z nich był 13-letni Antoś Petrykiewicz, najmłodszy w historii kawaler orderu Virtuti Militari.
Nie minęły dwa lata, gdy orlęta znów stanęły do walki. 17 sierpnia 1920 roku, podczas wojny polsko-bolszewickiej, doszło do bitwy pod Zadwórzem, nieco na wschód od Lwowa. Spośród 330 młodych ochotników, których zadaniem było powstrzymać I Armię Konną pod dowództwem Siemiona Budionnego, zginęło 318, w tym kpt. Bolesław Zajączkowski, który popełnił samobójstwo, by nie wpaść w ręce Sowietów.
Wśród ofiar był 19-letni Konstanty Zarugiewicz, wcześniej obrońca Lwowa w 1918 roku. Jego matkę, Jadwigę Zarugiewiczową, poproszono o wybranie jednej z trumien z Cmentarza Obrońców Lwowa, z której zwłoki pochowane zostały następnie w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Działo się to 29 października 1925 roku, Cmentarz Orląt był wtedy od kilku lat świętością. Na tyłach Cmentarza Łyczakowskiego ofiary grzebano już podczas walk w 1918 roku, po ich zakończeniu ekshumowano i przeniesiono tu także szczątki pochowanych w innych częściach miasta. W 1921 roku został ogłoszony konkurs na projekt mauzoleum, którego zwycięzcą został student Politechniki Lwowskiej, Rudolf Indruch.
Pamięć zmarłych nie została jednak uszanowana. Dewastacja cmentarza rozpoczęła się wraz z sowieckim rządami już w 1946 roku. Niszczone były pomniki, płyty padały ofiarą kradzieży, malowano obraźliwe napisy. Cmentarz stał się miejscem składowania odpadów. Najgorsze nadeszło w 1971 roku, gdy na teren nekropolii wjechały sowieckie czołgi, których kierowców trzeba było upoić wódką, by podjęli się barbarzyństwa. Czołgi przejechały po grobach walczących, potem staranowały kolumnadę. Cztery lata później zbezczeszczone katakumby zaczęły pełnić funkcję warsztatu kamieniarskiego.
Cmentarz został ponownie otwarty 24 czerwca 2005 roku przez prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Wiktora Juszczenkę. Dziś, tak jak w okresie międzywojennym, uwagę przykuwa ogromny Łuk Chwały z napisem „Morturi sunt, ut liberi vivamus”, czyli „polegli, abyśmy mogli żyć wolni”. Odtworzono też katakumby, gdzie w ośmiu kryptach spoczywają 72 osoby. Powyżej znajduje się mająca kształt rotundy Kaplica Obrońców Lwowa.
Ciekawą formę ma pomnik lotników amerykańskich, na którym pilot ze skrzydłami unosi głowę do góry. Udział niewielkiej grupy Amerykanów w walkach po stronie polskiej przeciw bolszewikom jest epizodem słabo znanym, choć żołnierze ci wykazali się ogromnym bohaterstwem. Podobnie jak Francuzi, którym poświęcona jest rzeźba zlokalizowana z drugiej strony katakumb.
Odwiedzając cmentarz nie można zapomnieć, że w 1918 roku zarówno dla Polaków, jak i dla Ukraińców, Lwów był wyjątkowym miejscem. Przeciwnicy leżą dziś blisko siebie, o czym przypomina tablica blisko wejścia na teren nekropolii: „Tu spoczywają ukraińscy [strzałka w prawo] i polscy [strzałka w lewo] żołnierze polegli w latach 1918-19”. Memoriał Wyzwoleńczych Zmagań Narodu Ukraińskiego czyli cmentarz Ukraińskiej Armii Halickiej zdominowany jest przez kolumnę Michała Archanioła.
Historia wciąż się jednak nie kończy. Blisko Cmentarza Orląt, w pobliżu kwater ukraińskich wojsk z tamtych lat, zlokalizowane są zupełnie nowe groby, tu chowani są w ostatnich miesiącach żołnierze ze Lwowa, ofiary walk w Donbasie. Wędrówka pomiędzy nagrobkami jest namacalnym odczuciem wojny – na pomnikach są ukraińskie flagi, zdjęcia, świeże wieńce od rodzin i bliskich, którzy opłakują stratę i wciąż cierpią. To zupełnie co innego niż jednozdaniowy przekaz w serwisie informacyjnym mówiący: „10 ukraińskich żołnierzy zginęło w walkach z separatystami”…