Gdyby ktoś przyjechał do Lwowa z przedwojennym planem miasta i opierając się na nim pragnął zapoznać się z siecią tramwajową, nie miałby żadnych problemów. Od 1939 roku sieć niemal się nie zmieniła, jedyną poważniejszą różnicą jest nowa trasa do ulicy Księżnej Olgi.
Pierwsze tramwaje elektryczne, większe i bardziej eleganckie od konnych, wyjechały na ulice miasta w 1894 roku, gdy Lwów był gospodarzem Powszechnej Wystawy Krajowej. Latem kursowały od 6 do 23, zimą od 7 do 22, ich wnętrze było podzielona na pierwszą i drugą klasę, przejazd w pierwszej kosztował aż trzy razy drożej. Dzieci o wzroście poniżej jednego metra podróżowały bezpłatnie. Lwów był czwartym miastem Austro-Węgier, w którym pojawiły się elektryczne tramwaje, co jednak nie wszystkich ucieszyło. Nowoczesna konkurencja szczególnie zirytowała dorożkarzy, których żony przez pierwsze tygodnie obrzucały wagony pomidorami oraz zgniłymi jajami.
Dziś nikt już raczej niczym w tramwaje nie rzuca, choć celem byłyby dobrym, bo poruszają się w tempie raczej żółwim. Nie jest już tak źle, jak jeszcze dziesięć lat temu, wiele odcinków torów przeszło remont, kolejne są obecnie modernizowane, pozostało jednak wciąż wiele takich, których obserwacja wymusza podziw, że po czymś takim da się jechać. Liczne pęknięcia szyn, ubytki główki szyny, straszliwie wyeksploatowane rozjazdy. Sytuacji nie poprawia fakt, że zwrotnice są jednoiglicowe – zjawisko bardzo popularne na wschodzie, w Polsce możliwe jeszcze do spotkania w Łodzi i Częstochowie.
Tabor tramwajowy we Lwowie składa się dziś niemal w całości z przegubowych wagonów Tatra KT4. Dominuje produkowana z myślą o miastach ZSRR wersja KT4SU, do 1985 roku dostarczono z Czechosłowacji do Lwowa aż 145 takich pojazdów. Już w XXI wieku zakupiono podobne wagony w wersji KT4D, wycofane z ruchu w Gerze i Erfurcie. Wyraźnie widać, które wagony większość życia spędziły w Niemczech, bowiem nie zostały przemalowane. Mają też nieco inne wnętrze, przede wszystkim są jednak znacznie mniej poobijane.
Jeszcze do niedawna elementem krajobrazu Lwowa były także wagony Tatra T4, które zostały wycofane z eksploatacji kilka lat temu, wciąż można jednak spotkać zbudowane na ich bazie wagony techniczne. Jest także coś nowego – rzucający się w oczy niskopodłogowy Elektron, a właściwie nawet dwa – pięcioczłonowy (T5L64) i trzyczłonowy (T3L44). O ile z przodu Elektron przypomina nowoczesne wagony znane z wielu miast świata, tak ścięta tylna ściana budzi raczej skojarzenia z autobusami.
Na dachach lwowskich wagonów można zauważyć charakterystyczną metalową ramę. To element stworzonego w latach osiemdziesiątych pierwszego w Związku Sowieckim systemu kontroli, współpracującego z czytnikami zlokalizowanymi w kilku punktach miasta. Lokalizacja wagonu była zapisywana w systemie. Albo nie była – źródła nie są zgodne, czy system kiedykolwiek zaczął działać, wydaje mi się jednak, że tak, ponieważ nadajniki zamontowano także na wagonach sprowadzonych do Lwowa z Niemiec w latach 2007-2008.
Obsługujące starą część miasta tramwaje kursują dość często i cieszą się dużym zainteresowaniem pasażerów. Podróż, szczególnie z polskiej perspektywy, nie jest drogą przyjemnością. Bilet kosztuje dwie hrywny, co przy obecnym kursie oznacza około 35 groszy. Należy go skasować w dziurkaczu, a kto tego nie zrobi, zapłaci karę, wynoszącą 40 hrywien (niespełna 7 zł) za brak biletu lub 8,50 hrywny (1,50 zł) za brak opłaty za bagaż.
Linie 1 i 9 są okrężne przeciwbieżne, obie umożliwiają podróż nie tylko w przestrzeni, lecz też w czasie – od początku XX wieku w przeszłość przez kolejne wieki historii miasta. Choć trasa nie jest długa, to właściwie przy każdym przystanku znajdują się interesujące zabytki, wagony podążają brukowanymi ulicami wśród starych kamienic. Torowisko często poprowadzone jest po bokach jezdni, po środku parkują samochody (to spadek po Austro-Węgrzech), wycieczka jest więc niezwykle ciekawa i zdecydowanie powinien się na nią zdecydować każdy, niezależnie od ewentualnego braku sympatii dla tego środka transportu.
Trasy obu linii zaczynają się przy głównym dworcu, następnie jedzie się ulicą Czerniowiecką, koło dworca podmiejskiego do ulicy Gródeckiej. Przy kościele św. Elżbiety i Olgi jedynka i dziewiątka skręcają w ulicę Bandery. Przywódcy UON są upamiętnieni na każdym kroku, co w znających historię i pamiętających o wołyńskiej rzezi Polakach budzi ostry sprzeciw. Na pobliskim placu Bandera ma też ogromny pomnik, o którym Ziemowit Szczerek („Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian”) pisze:
Bandera był w krawacie i w rozwianym, rozpiętym prochowcu i miał taką minę, jakby stojąc na przystanku tramwajowym, zorientował się, że nie wyłączył żelazka. Był desperacko gigantyczny i budził przede wszystkim rozczulenie w swoim przerośnięciu i zagubieniu.Brukowaną ulicą Bandery jedynka posuwa się naprzód, by zatrzymać się przy Politechnice. Gmach uczelni wzniesiony w stylu neorensansowym wieńczy alegoryczne przedstawienie inżynierii, architektury i mechaniki, pod którym znajduje się łaciński napis „Litteris et artibus”, czyli „Naukom i sztukom”. Zaraz za uczelnią rozciąga się plac Szaszkewycza z pomnikiem ofiar komunizmu, a tuż obok kościół św. Marii Magdaleny.
Następnie tramwaj skręca w ulicę Kopernika, o której Mieczysław Orłowicz 90 lat temu pisał, że
jest to ulubione miejsce promenady i randez-vous sfer mniej wykwintnych, szczególnie żołnierzy i kucharek, po czym zatrzymuje się przy Muzeum Rusałki Dniestrowej w pobliżu Poczty Głównej. Przykryty wiatą przystanek jest bardzo ciekawy, zdobią go pozdrowienia z polskich miast, m.in. z Wrocławia, Lublina, Przemyśla czy Rzeszowa.
Stąd już tylko krok do miejsca, które kojarzy się ze Lwowem od pierwszej chwili. Dziś jest tu Biblioteka im. Stefanyka, wcześniej jednak, przez 130 lat, gmach mieścił słynne Ossolineum – bibliotekę i wydawnictwo założone przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego.
Chwilę później wagon zbliża się już do ścisłego centrum, zatrzymując się przy Prospekcie Swobody, a potem już na Rynku, gdzie przystanek zlokalizowano niemal przy kamienicy mieszczącej Towarzystwo Kultury Polskiej. Sam Rynek, jak i prowadzące do niego ulice Beryndy oraz Ruska, dostępne są wyłącznie dla pieszych i tramwajów. Aby nikt niepowołany tu nie wjeżdżał ustawiono słupki, które chowają się w ziemi tuż przed przejazdem wagonu.
W stronę dworca jedynka wraca ulicą Iwana Franka, a następnie Witowskiego. Po prawej stronie znajduje się Cytadela wybudowana przez Austriaków w latach 1852-56, po lewej park Bohdana Chmielnickiego. Następnie tramwaj przez ulicę Kijowską wraca w stronę dworca. Dziewiątka wykonuje podobne kółko, tylko że kolejne obiekty mija w odwrotnej kolejności.