Pociąg Euro Night „Metropol” to istna wieża Babel. Nic dziwnego – wyjeżdżający codziennie o 20.05 z dworca Keleti skład prowadzi wagony do aż czterech stacji docelowych, a każda z nich położona jest w atrakcyjnym turystycznie mieście. Gdy pociąg jest już podstawiony można zatem usłyszeć poszukujących właściwego wagonu pasażerów wymieniających uwagi w wielu językach.
Wagonów jest łącznie jedenaście (w sezonie letnim więcej) – dwa do Krakowa, trzy do Warszawy, cztery do Berlina i dwa do Pragi. Kupowany w dniu wyjazdu bilet z Budapesztu do Warszawy kosztuje upiorne 115 Euro (111,8 za sam bilet, do tego obowiązkowa na polskim odcinku trasy miejscówka) i oczywiście jest wystawiany ręcznie. Kasjerka mozoli się z tą misją dość długo, w końcu i tak błędnie wpisuje trasę.
Jak na środek tygodnia i do tego środek zimy podróżnych jest sporo, wiele osób dosiada też w Bratysławie. Inaczej niż zwykle mój wagon to bezprzedziałówka (planowo do Warszawy kursuje wagon przedziałowy), tym razem atrakcji jest jednak mniej niż poprzedniej nocy. A może po prostu przesypiam część z nich?
Postój w Bratysławie się przedłuża, co wykorzystuje pijany Słowak żeby przedrzeźniać wszystkie obecne w wagonie nacje, szczególnie Włochów. Nie jest to zbyt rozsądne, bo ich jest siedmiu, a on jeden. Nie wiadomo, co by z tej konfrontacji wynikło, gdyby w granicznych Kutach pijaka nie wyprowadziła słowacka Policja Kolejowa.
Na stacji Břeclav jadące do Polski wagony są przełączane do „Chopina”, który oczekuje już przy sąsiednim torze. Dalej być może dzieje się coś ciekawego, ale nie mam pojęcia co, zapadam w sen z którego budzę się dopiero na CMK w okolicach Korytowa. Kilkanaście minut po czasie, około 7.30, docieram do Warszawy Centralnej, a niedługo później na mój Mokotów.
W ciągu ponad trzech tygodni przejechałem po szynach 6955 kilometrów. Na chwilę wystarczy.
Ogólny wniosek, niezbyt odkrywczy, jest taki, że zima to bardzo dobry moment na kilkutygodniowy wyjazd na południe Europy. Nie grozi stratowanie przez turystów w plażowym amoku, można spokojnie zapoznać się ze wszystkim, co naprawdę ciekawe i odkrywać miejsca, które masowo odwiedzane w lipcu czy sierpniu wyglądają poza sezonem zupełnie inaczej.