„Nie jestem bulwarem ani aleją. Autostradą tym bardziej. Jestem skromną brukowaną uliczką w sercu Belgradu” – tak w imieniu ulicy Skadarskiej, czyli Skadarliji, wypowiadał się pisarz, scenarzysta i karykaturzysta Zuko Džumhur.
Do końca XIX wieku przy dzisiejszym placu Republiki istniała kawiarnia Dardaneli, gdzie spotykali się artyści. W 1901 roku została zamknięta, a jej goście przenieśli się na już i tak znaną w świecie bohemy Skadarliję. Bawili się w licznych restauracjach, spośród których najbardziej znane to istniejące do dziś „Tri šešira” („Trzy kapelusze”), „Dva jelena” („Dwa jelenie”) czy „Zlatni bokal” („Złoty kielich”). Życie artystów było tak barwne i krążyło wokół niego tyle opowieści, że cały Belgrad o gościach ulicy Skadarskiej mawiał, że swoje „najlepsze dni przeżyli w nocy”.
Późniejsze czasy były mniej łaskawe, jednak pod koniec lat sześćdziesiątych dzięki staraniom grupy poetów odrestaurowano niektóre budynki, a ulica zaczęła znów zyskiwać popularność. Zawdzięcza to m.in. właśnie Zuko Džumhurowi, jednej z najważniejszych postaci kultury Jugosławii w drugiej połowie XX wieku. Džumhur, niestety nigdy nie tłumaczony na polski, zasłynął powieścią-dziennikiem podróży „Nekrolog pewnego miasta”, łączącym miejsca bliskie i odległe, teraźniejszość z przeszłością oraz świat realny z wyobraźnią.
Dziś jest tu spokojniej niż sto lat temu, wśród kawiarń i restauracji kręcą się nie gwiazdy, ale turyści. Znak przy wejściu na Skadarską wskazuje kierunki innych artystycznych lub z innych powodów niezwykłych dzielnic europejskich miast, takich jak paryskiego Montmarte, ateńskiej Plaki czy wiedeńskiego Grinzingu. Zabrakło mi wśród nich kierunkowskazu do wileńskiego Zarzecza, pasowałby doskonale. Strzałka w górę wskazuje księżyc.
W dzień to po prostu brukowana ulica pełna restauracji, sklepów z pamiątkami czy galerii sztuki. Wzrok przyciągają szyldy lokali, ścienne malowidła czy położona na dolnym odcinku ulicy studnia Seblij. Trzeba tu jednak przyjść wieczorem, choćby po to, by znaleźć schronienie po ucieczce z ulicy Kniazia Michała, gdy zrobi się tam zbyt głośno, zbyt słodko i zbyt szczęśliwie. Przy stolikach na Skadarskiej siedzi niewiele osób, gra muzyka, ale nie łomocząca jak na deptaku, raczej jazzowa lub tradycyjna. Przy odrobinie szczęścia tej ostatniej można posłuchać na żywo w jednym z lokali. Warto choć raz do nich wstąpić, jest to doświadczenie, które pozostaje w pamięci. Sześciu starszych panów gra utwory od razu przywodzące na myśl rytmy z filmów Kusturicy. Jest w tym coś wzruszającego – czasem są radosne i skoczne, ale z elementem nostalgii, tęsknoty, pogoni za czymś nieuchwytnym. A w muzykach widać dumę, jakby chcieli powiedzieć: „Gramy do kotleta, ale i tak jesteśmy najlepsi!”. A właściwie nie kotleta, lecz zbliżonego do de volaille sznycla Karađorđa, pozycji obowiązkowej w stolicy Serbii.
Dzisiejsza Skadarlija ma tylko czterysta metrów długości. Najlepsze czterysta metrów Belgradu w Belgradzie.