Gdy niespełna dwa lata przed abdykacją, w 303 roku rzymski cesarz Dioklecjan wydawał swoje antychrześcijańskie dekrety, które zapoczątkowały szczególnie krwawe prześladowania wyznawców Chrystusa, nie mógł mieć pojęcia, jak przewrotny bywa los i jakie niespodzianki może przynieść przyszłość.
W 305 roku cesarz abdykował, a jego następca, Konstantyn Wielki wydał osiem lat później słynny Edykt Mediolański wprowadzający wolność religijną i umożliwiający Chrześcijanom swobodę wyznania. Konstantynowi przed bitwą przy moście Mulwijskim miał się przyśnić krzyż i słowa „pod tym znakiem zwyciężysz”.
Dioklecjan, choć bardzo schorowany, żył jeszcze wiele lat po oddaniu władzy, mieszkał w swoim pałacu w dzisiejszym Splicie pochłonięty uprawą warzyw, co z pewnością jest zajęciem mniej stresującym od pełnienia urzędu cesarza. Zmarł dopiero w 316 roku i został pochowany w Spalatum, czyli właśnie w Splicie. Minęło trzysta lat i w miejscu świątyni Saturna znalazło się baptysterium, a cały obiekt biskup Jan z Rawenny przekształcił w rzymskokatolicką katedrę. Cesarz, którego główną misją było „deleto nomine christianorum”, czyli usunięcie na zawsze imienia Chrystusa, raczej nie byłby szczęśliwy z takiego obrotu wypadków.
Katedra otwarta jest od ósmej rano, wstęp do niej kosztuje 25 kun. Nie wiadomo dokładnie, w którym miejscu pochowany był Dioklecjan. Jego grobowca strzec miały wielkie kolumny, nie ustrzegły przed przekształceniem pogańskiej świątyni w chrześcijańską katedrę, ale to wciąż nie koniec chichotu historii. W cesarskim mauzoleum złożono później przeniesione z Salony prochy zamordowanych chrześcijańskich męczenników: świętego Dujama, pierwszego biskupa Salony, obecnie patrona katedry oraz św. Anastazego. Grobowca Dioklecjana pilnował też sfinks, dziś czujnie lustrujący wchodzących do świątyni.
Po obejrzeniu katedry czas na dzwonnicę. Jej trwającą trzysta lat budowę rozpoczęto w XIII wieku dzięki wsparciu Kolafisy, żony księcia Ivana Frakopana. Na przełomie XIX i XX wieku przeprowadzono dokładną rekonstrukcję z wykorzystaniem średniowiecznych reliefów z dawnej konstrukcji. Wspinaczka na mającą 61 metrów wieżę wymaga nieco wysiłku, początek wejścia wyznaczają wysokie, kamienne stopnie. Z góry widać, jak pięknie położone jest miasto, z jednej strony morze, w oddali zaśnieżone wzgórza.
Od katedry świętego Dujama, położonej we wschodniej części kompleksu zacząłem zwiedzanie pałacu Dioklecjana, na którego terenie jest jednak do obejrzenia znacznie więcej, Jak wyglądał zespół pałacowy na początku IV wieku można zobaczyć na wielu ilustracjach w mieście. Budowany przez dziesięć lat (295-305) pałac ma niemal prostokątny kształt: 214 metrów od strony wschodniej, 175 od północnej i 182 od południowej. Łączy elementy hellenistycznego miasta, rzymskiej willi oraz rzymskiego obozu wojskowego. Mury mają nawet dwa metry grubości i 24 wysokości. Teren przecinają dwie główne ulice, łączące Bramę Złotą (północną) i Brązową (południową) oraz Srebrną (wschodnią) i Żelazną (zachodnią). Z głównego traktu warto zboczyć, by pospacerować po nastrojowych zaułkach. W jednych z nich ukrył się kościół świętego Marcina, powstały na przełomie V i VI wieku.
Na obszarze Pałacu Dioklecjana stoi dziś około dwustu budynków. Całe szczęście przez wieki obiektu nie burzono, ale nowi mieszkańcy wznosili swoje siedziby na jego terenie, modyfikując dawną architekturę. Głównym placem jest położony przed katedrą Perystyl, gdzie w dniu mojej wizyty kręcony jest film. Aż do XII wieku plac pełnił zarówno funkcje miejskie, jak i religijne. Gdy miasto rozrosło się poza teren cesarskiego pałacu, świeckie zadania zaczął spełniać nowy plac Narodni Trg, przy którym znajduje się dawny gotycki ratusz. Przed 1825 rokiem otaczał go teatr i więzienie, budynki zostały jednak rozebrane. Sam ratusz jest dziś wykorzystywany jako przestrzeń wystawiennicza, choć jeszcze kilka lat temu mieścił Muzeum Etnograficzne.
W celu wyrównania gruntu pod komnatami cesarza zbudowane zostały podziemia, dziś dostępne dla zwiedzających. Środkowa ich część pełni dziś funkcje handlowe, można w niej kupić kwiaty, biżuterię i pamiątki,
Split, podobnie jak cały region, wielokrotnie znajdował się w rękach Wenecji, jej władza pozostawiła ślady w architekturze miasta, głównie przy wspomnianym już placu Narodni Trg. Ciekawy jest też pobliski Trg Republike, gdzie warto pospacerować wokół kolumnady oraz Teatru Młodych. Tuż przed placem, prostopadle do Rivy, biegnie ulica Marmontova – niezbyt ciekawy deptak pełen bardzo drogich sklepów, zatrzymać się warto tylko przy rzeźbie ogromnej filiżanki.
Na północ od murów pałacu, za Złotą Brama rozciąga się plac biskupa Strossmayera, przy wejściu do którego stoi wielka rzeźba biskupa Grzegorza z Ninu. Biskup pragnął utrzymania głagolicy w liturgii. Autorem pomnika jest Ivan Meštrović, kontrowersyjny twórca, którego galerię można odwiedzić na przedmieściu Splitu. Obowiązkowym punktem wizyty w mieście jest dotknięcie dużego palca u nogi biskupa Grzegorza, co przynosi szczęście i powoduje spełnienie marzeń. Niestety pomnik jest obecnie odnawiany i szczelnie zakrywają go rusztowania, do biskupich stóp nie ma dostępu, o szczęściu i spełnieniu marzeń można więc zapomnieć. Taki mój los!
W drodze powrotnej w pociągu znów jest tylko kilka osób, za to na stacji Perusić zamiast mijanki jest przesiadka. Jednostka, która przyjechała z Zagrzebia zmienia czoło i odjeżdża z powrotem, podobnie moja, która wróci do Splitu. Konduktorka cierpliwie tłumaczy każdemu z pasażerów, że trzeba się przesiąść, a potem sprawdza, czy nikt nie został.