– Słodki Marsie! – wykrzyknął rzymski dowódca widząc… właściwie to nic nie widząc. – Ta mgła nad Emoną jest straszna. Gdzie to właściwie miało być?
– Chyba gdzieś tu – odpowiedział niepewnie drugi Rzymianin. – Szef mówił tylko, żeby gdzieś wysoko, na wypadek gdyby barbarzyńcy znów chcieli rozrabiać.
Pierwszy tymczasem odzyskał wigor.
– Zbudujemy wspaniałe rzymskie miasto. Z szerokimi ulicami, mostami, wodociągiem. Będzie cudowne!
Jego kolega spojrzał z powątpiewaniem.
– Niech tylko opadnie ta mgła…
Tak mniej więcej początki Emony, rzymskiego grodu istniejącego dwa tysiące lat temu w miejscu dzisiejszej Lublany widział autor komiksu, który można obejrzeć w zamku. Najpierw jednak trzeba się do niego dostać. Wejście na wzgórze mogłoby nie być przyjemnym spacerem przy dzisiejszej pogodzie, na szczęście na górę można też wjechać. Kolejka, czyli Funicular składa się nietypowo tylko z jednego wagonika jeżdżącego co 10 minut. Bilet w górę i w dół kosztuje cztery Euro.
Pierwszym punktem programu jest film z historią zamku i miasta. Zaczyna się od drogi mlecznej i obrazów wszechświata, na szczęście jednak nie poznajemy dziejów od samego początku w aż tak dosłownym rozumieniu. Są za to informacje o najstarszych odkryciach, Celtach, Rzymianach, najeździe barbarzyńców i czasach Habsburgów. W 1905 roku miasto Lublana odkupiło zamek.
W podziemiach można się przekonać, jak wyglądał los przetrzymywanych tu więźniów. Do cel można wejść nawet bez biletu na wystawy, by usłyszeć jęk skazańców i brzęk kajdan. Najpierw przetrzymywano tu pospolitych przestępców: morderców, złodziei oraz dzieciobójczynie. Później coraz więcej było więźniów politycznych.
Jeszcze niżej w skryptorium siedzi pisarz, który dla turystów wykaligrafuje ich imię pięknym pismem gotyckim.
– It’s beautiful! – zachwyca się wchodząc mi w kadr jasnowłosa Węgierka. Wyraźnie przyzwyczajony do entuzjazmu skryba zbywa jej zachwyt milczeniem.
Wieża widokowa, z której można spojrzeć na Lublanę jest dostępna tylko do drugiej kondygnacji. Sam taras zamknięto z powodu śnieżycy. Widoki na leżące w dole miasto są i tak interesujące, tym bardziej, że opady zaczynają na chwilę słabnąć.
W cenie biletu jest jeszcze Muzeum Historii Słowenii. Wystawa, choć interaktywna, ma charakter narracyjny, na ekranach monitorów oglądam więc ubranych w stroje z epoki lektorów, którzy opowiadają o kolejnych wiekach. Najbardziej przekonujący jest mnich z modlitewnikiem, który smutno kręcąc głową relacjonuje wszystkie możliwe nieszczęścia jesieni średniowiecza: dżumę, biedę i chciwość ciemiężących lud możnych. Ciekawy jest również wykład o historii najnowszej. W wyważony sposób para lektorów opowiada, że Słowenia skorzystała z otrzymanej szansy, będąc pierwszym krajem byłej Jugosławii, który wstąpił do Unii Europejskiej, a w 2007 roku przyjął unijną walutę jako pierwsze z państw byłego bloku wschodniego. Dodają jednak, że pojawiły się też nieznane wcześniej problemy, takie jak bezrobocie czy podejrzanie łatwe bogacenie się związanych z władzą osób.
Spotkałem się tu z opiniami wskazującymi na podobieństwo między Słowenią a Polską pod tym właśnie względem, że obu państwom najlepiej udało się przebrnąć przez okres transformacji, mimo wszystkich trudności, które przyniósł, i dziś są liderami w swoich częściach Europy.