Rano na placu przed zagrzebskim dworcem niebieskie tramwajem pojawiają się co chwilę, ze stacji wysypują się tłumy pasażerów przyjeżdżających podmiejskimi pociągami, a pobudkę ułatwia uliczny muzyk wygrywający na gitarze skoczne melodie.
Wąskotorowa sieć tramwajowa (rozstaw 1000 mm) w Zagrzebiu jest jedną z dwóch w Chorwacji, drugą, bardzo niewielką, może się pochwalić 130-tysięczny Osijek. W stolicy tramwaje odgrywają znaczną rolę w transporcie, kursują na piętnastu liniach dziennych i – co rzadkie – czterech nocnych. Wśród pojazdów przeważa już nowoczesność, tabor jest jednak dość zróżnicowany.
Dominują pięcioczłonowe, niskopodłogowe wagony Crotram TMK 2200 produkcji krajowych zakładów Končar. Jest ich aż 140 sztuk, spotkać można je więc na większości linii. Crotramy zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, wydały mi się także jednymi z ładniejszych nowoczesnych wagonów, szczególnie projekt czoła jest bardzo udany, znacznie ciekawszy od wielu raczej topornych i czołgowatych współczesnych niskopodłogowców. Poprzednikiem tej konstrukcji były wysokopodłogowe Crotramy TMK 2100, których mimo dziesięciu lat produkcji powstało jedynie szesnaście. Wciąż dość popularne są również pochodzące z Czechosłowacji Tatry T4YU kursujące w dwuwagonowych składach lub solo (tylko na linii 15) oraz przegubowe Tatry KT4YU, zwane Katicami. Tym, co w zagrzebskim taborze najciekawsze są jednak przechodzące już do historii wagony TMK 201 skonstruowane w fabryce Đuro Đaković w Slavonskim Brodzie i kursujące po stolicy Chorwacji od 1974 roku. Ostatnie składy tego typu pojawiają się jeszcze na liniach 2 lub 12, ich wycofanie jest już kwestią niedalekiej przyszłości. Przejazdu takiego wagonu nie sposób przeoczyć, piszczy on bowiem tak, jak prawdziwy tramwaj piszczeć powinien. Mojej sympatii nie umniejsza nawet fakt, że zgrzyty i skrzypienia miały miejsce pod hostelowym oknem do późnej nocy i od bladego świtu.
Drugim oprócz dworca ważnym węzłem tramwajowym jest plac Josipa Jelačića, przez który przewija się aż siedem linii. Tramwajem można przyjechać na zakupy, z placu na zachód prowadzi bowiem handlowa ulica Ilica, na której pierwszy odcinek wstęp mają wyłącznie piesi oraz tramwaje. Nazwa ulicy pojawiła się już w 1431 roku, dzisiejsza zabudowa pochodzi jednak głównie z XIX wieku. Ilica ma charakter reprezentacyjny tylko na początkowym fragmencie, kolejne sześć kilometrów jest już raczej przeciętne. Z placu Jelačića wyjeżdżam najpierw w przeciwnym kierunku tramwajem linii 14, jadącym do pętli Mihaljevac, gdzie rozpoczyna się trasa zagrzebskiej pozycji obowiązkowej – piętnastki.
Najbardziej malownicza linia tramwajowa Zagrzebia nie pozwala się sobą długo cieszyć. To tylko cztery przystanki i siedem minut jazdy, podczas których wagon wspina się na zabudowane niewielkimi domami przedmiejskie wzgórza w paśmie Medvednicy. Piętnastkę obsługują pojedyncze wagony Tatra T4, kursujące co 11 minut. W ciepłe przedpołudnie skąpane w słońcu wzgórza nie pozwalają uwierzyć, że jest koniec stycznia. Medvednicę porastają lasy, które są popularnym miejscem spacerów Zagrzebian, zwiedzających krasową jaskinię Veternica oraz pałaszujących fasolę, ponoć szczególnie popularną na najwyższym szczycie Sljeme.
Z Medvednicą, czyli „Górą Niedźwiedzią”, wiążą się początki Zagrzebia, tak w każdym razie głosi legenda. Dawno, dawno temu pewien młodzieniec postanowił opuścić dom i zostać rycerzem. Długo wędrował po Medvednicy, następnie poszedł nieco na południe, gdzie pobłądził. Pragnienie dokuczało mu tak bardzo, że żegnał się już z życiem, gdy nagle wśród drzew pojawiła się olśniewająca dziewczyna, którą uznał za elfa (coś takiego jest w urodzie Chorwatek!). Ona właśnie doradziła mu, by grzebał w ziemi (chor. Zagrebite), skąd po chwili – cóż za niespodzianka – trysnął strumień. Elficka księżniczka okazała się sierotą imieniem Mandusa, na cześć której rycerz nazwał strumień Mandusevac.
Obiecał dziewczynie, że założy dla niej miasto, w którym będą razem mieszkać, po czym uklęknął przy strumyku i poprosił ją o rękę. Przypomnieniem legendy, powstałej zapewne, jak wiele podobnych, dopiero w czasach romantyzmu, jest fontanna Mandusevac, wybudowana w 1898 roku na placu Jelačića.
W centrum dobrym miejscem do fotografowania tramwajów jest ulica Draškovićeva. Tu również pojawia się aż siedem linii, wagony pozują przed Bankiem Narodowym oraz pokonują ciasne łuki skręcając w ulicę Jurišićeva. Położony przy skrzyżowaniu plac (Trg hrvatskih velikana) jest świetnym miejscem do obserwacji codziennego życia miasta. Bycie zupełnie z boku, jakby poza światem jest częstym odczuciem w podróży, tu można go doświadczyć szczególnie silnie: wszyscy gdzieś się spieszą, wbiegają w kadr, prawie wpadają pod tramwaj, załatwiają tysiące spraw, rozmawiają ze sobą, całują się, oblewają się kawą, krzyczą na siebie i przepraszają. Mnie nic z tego wszystkiego nie dotyczy.
Kontynuując przejazd tramwajem przez Dolne Miasto warto zrobić postój na placu Roosevelta, w pobliżu którego mieszczą się aż trzy ciekawe obiekty. Chyba najbardziej imponującym jest neoklasycystyczny Teatr Narodowy, którego siedzibę w 1895 roku otwierał osobiście cesarz Franciszek Józef. Ciekawa jest również fasada stojącego po drugiej stronie ulicy Frankopanskiej Muzeum Sztuki i Rzemiosł, w którym można obejrzeć zbiory mebli, ceramiki, sreber czy zegarów. O meblach w przewodniku mowa jest trzykrotnie, musi więc ich być naprawdę sporo.
W pobliżu mieści się też imponująca galeria sztuki stworzona przez Ante Topić Mimarę, filantropa i kolekcjonera, a przede wszystkim bogacza, którym Mimara stał się w niejasnych do dziś okolicznościach. Podczas podróży gromadził liczne dzieła sztuki, które przekazał w spadku miastu z zastrzeżeniem, że wszystkie przedmioty muszą być jednocześnie wystawiane. Oznacza to, że zwiedzający mogą zapoznać się z kolekcją liczącą 3700 obiektów.
Linia kolejowa, bardziej nawet niż płynąca na południe od niej rzeka Sawa oddziela historyczną część Zagrzebia od nieciekawych blokowisk. Przez most Mladosti oraz Jadranski most tramwaje przywożą codziennie tysiące mieszkańców południowych osiedli, wśród których jedno nosi znajomo brzmiącą nazwę Sopot, kurortu nad Bałtykiem w niczym jednak nie przypomina.
Wspomniana już Medvednica nie jest jedynym miejscem rekreacji, do którego można dojechać tramwajem. Obsługiwana najstarszymi Crotramami (TMK 2100) piątka razem z siedemnastką dowozi w pobliże kompleksu sportowo-wypoczynkowego Jarun, który został rozbudowany z okazji zorganizowanej w Zagrzebiu w 1987 roku Uniwersjady. Kompleks składa się z dwóch jezior, sześciu wysp, toru regatowego, plaży oraz ścieżek biegowych, na których rywalizowało sześć tysięcy młodych sportowców z ponad 120 państw. Latem działają tu również nocne kluby, w styczniu można spotkać tylko pojedyncze osoby, biegające samotnie lub z psami.
Gdybym dziejów centrum sportowego Jarun nie wyczytał w innych źródłach, mógłbym je poznać ze… ściany pokoju w hostelu, ozdobionej również rysunkiem wioślarza oraz wesołego spadochroniarza. Ten ostatni informuje gości, że wynalazcą nowoczesnego spadochronu (innego niż ten Leonarda da Vinci) był Chorwat, Faust Vrancic.
Dość długą i chyba najnudniejszą odnogą zagrzebskiej sieci jest linia do pętli Dubrava. Po drodze można na szczęście zatrzymać się na dłuższy odpoczynek w parku Maksimir, którego nazwa oznacza „Pokój Maksymiliana”, miejsce spokoju i wypoczynku ufundował bowiem biskup Maksimilijan von Vrhovac de Ehrenberg et Rakitovec. Nic dziwnego, że człowiek o tak długich personaliach potrzebował spokojnego miejsca w celach relaksacyjnych.
Kompleks udostępniono publiczności w 1794 roku, ale większość budynków i pawilonów powstała w XIX wieku. Park ma charakter romantycznego ogrodu w stylu angielskim, wypoczywać można nad jeziorem, obok ulokowano ogród zoologiczny. Po drugiej stronie ruchliwej Maksimirskiej cesty znajduje się stadion Dinamo Zagrzeb.