Padający deszcze ze śniegiem nie zachęca do wędrówki po wzgórzach ani do spacerów śladem sarajewskich trolejbusów. Potrzebna jest jakaś słodka zachęta, krótki postój celem nabrania sił. A potem następny. I może jeszcze jeden…
O ile baklawa jest dostępna w Polsce w każdym punkcie z kebabem, kadayif też można czasem dostać, tak większość pozostałych orientalnych słodkości jest dla mnie nowością. Nikt tu nie ma litości – cukiernie są na każdym kroku, a już przez okno widać, że wybór jest ogromny. W wielu wypadkach nie wiem nawet, co konkretnie jem, jednak składnikiem wielu słodyczy i jedną z podstaw ich uwodzącej siły jest miód.
Będąca przez wieki pod tureckim wpływem Bośnia jest więc rajem, gdzie do poznawania smaków wschodu można byłoby się właściwie ograniczyć. Lista słodyczy, których należy spróbować jest długa i oprócz znanej baklawy obejmuje m.in.:
– wspomniany kadayif, czyli nitkowate, makaronowe ciasto;
– tri leče, moim zdaniem najlepsze, którego geneza jest ponoć południowoamerykańska, a nazwa wiąże się z trzema rodzajami mleka;
– ružicę, czyli dosłownie tłumacząc małą różę;
– jabukovačę;
– hurmašice, bardzo słodkie ciasto w bardzo słodkim syropie;
– tulumbę.
I oczywiście wiele więcej. Na opisy (nie mówiąc o przepisach) się nie porywam, bo kwestie kulinarne są mi bliskie wyłącznie od strony konsumpcji.
Mimo zachwytu ciastem i miodem nie wypada jednak zapomnieć o obiedzie. W Sarajewie znajdziemy wszystkie smaki Bałkanów, zacząć jednak najlepiej od tradycyjnej Begovej čorby, czyli zupy z kurczaka i warzyw. Jako drugie danie podczas pierwszego sarajewskiego obiadu zamawiam bosanski lonac, czyli wołowy gulasz, gotowany, jak głoszą źródła, razem z warzywami w glinianym garnku nad ogniem. Garnka nie jestem jednak w stanie zweryfikować. Kolejnego dnia próbuję sogan dolmy, czyli nadziewanych cebuli, rezygnując na ich rzecz z gołąbkopodobnej sarmy.
Większość dań jest wspólna dla całego regionu: kiełbaski, najczęściej jagnięce, čevapčići (zwane krócej čevapi), czasem podawane w picie, często z podobnym do twarożku kajmakiem, zbliżona do hamburgera pljeskavica, która jako jedyna mnie nie zachwyciła i naturalnie burek, od którego najlepiej zacząć dzień.
Gdy na nic więcej nie ma już miejsca można zaryzykować spotkanie z teorią. Na placu Sebilj znajduje się wielka tablica informacyjna, której treścią jest bośniacka kuchnia. Można się stąd dowiedzieć, że w tutejszej tradycji jest aż siedem różnych rodzajów lokali:
1) Aščinica – tradycyjna restauracja;
2) Buregdžinica – rodzaj fast foodu, gdzie sprzedawany jest burek z różnym nadzieniem;
3) Halvedžinica – kiedyś lokal oferujący głównie chałwę, później po prostu rodzaj cukierni;
4) Bozadžinica – punkt sprzedaży tradycyjnych napojów, takich jak buza (lub boza) oraz salep;
5) Kahvedžinica – kawiarnia;
6) Mejhandžinica – lokal oferujący wino i inne napoje alkoholowe, czasem z muzyką na żywo;
7) Ekmeščinica – piekarnia.
Mając już tę wiedzę można wreszcie ruszać w dalszą drogę. Ale najpierw nie zaszkodzi coś przekąsić.