Do Warszawy planuję wrócić EC „Polonia”, co oznacza, że mam przed sobą cały dzień i kilka możliwych miejsc, w których mogę do tego pociągu wsiąść. Zaczynam więc od podróży do Brna pociągiem EC „Franz Schubert”, na którym od pewnego czasu kursuje czeski Railjet. ČD po długich bojach z Urzędem Antymonopolowym kupiło bez przetargu siedem takich składów, z których zrezygnowały Koleje Austriackie. Od grudnia 2014 roku będą one w takcie dwugodzinnym obsługiwać połączenia z Pragi do Grazu przez Brno i Wiedeń, na razie jednak testowo kursują z pasażerami na dwóch parach pociągów między Pragą a Wiedniem.
W Brnie przesiadam się do rychlika, by w ramach pożegnania z Czechami pospacerować po Ostrawie. Niedaleko starego miasta wybudowano niedawno centrum handlowe Nová Karolina. Pewnie podobnie jak w innych, podobnych przypadkach będzie to miało negatywne konsekwencje dla handlu na starówce, na razie jednak nie widać spadku liczby spacerowiczów. W pobliżu placu Masaryka rzuca się za to w oczy wielka reklama cukierni sprzedającej... „Tradycyjne katowickie rurki”. Na czym polega tradycyjna katowickość rurek z kremem?! Dalszą wędrówkę połączoną z rozważaniem tego dylematu przerywa mi ulewa.
W Ostrawie wsiadam do „Polonii”. Powrót do Polski i obowiązkowa rezerwacja miejsc – to nie może przebiec bezproblemowo. W przedziale, w którym mam wyznaczone miejsce jest komplet pasażerów, wyraźnie grupa jadących razem osób. Nie decyduję się na ich rozdzielanie, bo to z pewnością nie zapewni przyjemnej podróży. Zajmuję miejsce w nieobjętym rezerwacją przedziale trzecim, ale chwilę później, w Bohumínie polska drużyna konduktorska lokuje tam rodzinę z dziećmi, a dotychczasowych pasażerów przegania. Przedział drugi, również wyłączony z rezerwacji, zostaje zamknięty, więc niechętnie przenoszę się do wagonu bezprzedziałowego, gdzie jedyna wolna dwójka to miejsca przy ścianie, bez dostępu do okna. Na lepsze miejsce przenoszę się w Katowicach. W składzie pociągu wyjątkowo nie ma wagonu restauracyjnego, więc bezpłatny poczęstunek nie obejmuje gorących napojów, o czym pasażerowie zostają poinformowani podczas zapowiedzi przez radiowęzeł, wygłaszanej już jednak tylko po polsku – na czeskim odcinku zapowiedzi są w trzech językach – po czesku, angielsku i niemiecku.
Centralna Magistrala Kolejowa jest nieodmiennie rozkopana, więc przywiezione już z Czech dwudziestominutowe opóźnienie szybko zaczyna rosnąć z powodu wydłużonych postojów na krzyżowania w Idzikowicach i Korytowie. Podczas tego drugiego postoju do mojego wagonu wkracza dumny jak paw konduktor i ogłasza: „Załatwiliśmy dla Państwa drugi, bezpłatny poczęstunek!”. Nastrój pasażerów zdecydowanie się poprawia – poczęstunek to poczęstunek, a wiele osób jadących aż z Wiednia chciało zjeść obiad w pociągu, co okazało się niemożliwe. Radość nie trwa jednak długo.
Zbliżamy się już do Grodziska, gdy do wagonu wjeżdża wózek barowy z tacą pełną wafelków. Pan obsługujący wózek pyta jednak tylko „woda czy sok?”. Okazuje się, że „W ramach dodatkowego poczęstunku przewidziane są tylko napoje”. Jeden z wygłodniałych pasażerów chce w takim razie kupić wafelki, ale i to okazuje się niemożliwe – „Wafelki z bezpłatnego poczęstunku nie są na sprzedaż!”. Nie łatwo jednak przejść obok tacy pełnej wafelków, które z coraz większym niepokojem wpatrują się we własną przyszłość, tak że aż można sobie wyobrazić ich płacz pod warstwą czekolady. Inny pasażer natychmiast włącza się do dyskusji: – „Ja dobrze zapłacę!”. Obsługa okazuje się jednak nieugięta. Wózek pełen wafelków niedostępnych niczym zakazane owoce odjeżdża żegnany tęsknymi spojrzeniami podróżnych.
Z 45-minutowym spóźnieniem i bez dodatkowego wafelka docieram do Warszawy Centralnej, kończąc dwutygodniową podróż po Czechach.