Plan na niedzielę zakłada przede wszystkim zapoznanie z dwiema kolejnymi liniami kolejowymi dostępnymi tylko w letnie weekendy. By dotrzeć do Děčína, gdzie rozpoczyna się pierwsza z nich, wyjeżdżam z Pragi pociągiem EC „Alois Negrelli” – długi skład zestawiony jest z węgierskich wagonów. W wagonach przedziałowych lokuje się dość dużo pasażerów, więc wybieram pustawą bezprzedziałówkę blisko końca składu. Nazwa pociągu upamiętnia inżyniera, który zaprojektował wiele mostów kolejowych na terenie Austro-Węgier, pracował jednak też poza granicami monarchii.
Prowadząca doliną Wełtawy, a później Łaby linia z Pragi do Drezna jest uważana za jedną z bardziej malowniczych magistral kolejowych Europy. Za stacją Praha-Holešovice na krótkim odcinku trwa modernizacja. Na obsługiwanej przez pociągi osobowe trasie z dworca Masarykovo pociągi nie będą się już zatrzymywały na stacji Praha-Bubeneč, staną natomiast na nowym przystanku Praha-Podbaba. Dzięki temu pasażerowie zyskają możliwość przesiadki na linie tramwajowe. Za oknem rozciąga się dolina Wełtawy, ale to jeszcze nie jest najładniejszy odcinek linii. Jakiś czas później Wełtawę zastępuje Łaba, wąska dolina otoczona jest skałami.
W Děčínie wysiadam, a pociąg chwilę później rusza, by wkrótce przekroczyć granicę i kontynuując jazdę krętą doliną Łaby przez Szwajcarię Saksońską dotrzeć do Drezna, a potem do stolicy Niemiec.
Wagon motorowy serii 831 zabierze mnie teraz w 22-kilometrową podróż do Telnic. Otwarta w 1871 roku linia prowadząca z Děčína przez Telnice, Krupkę do stacji węzłowej Oldřichov u Duchcova nosi potoczną nazwę „Kozí dráha”, czyli Kozia Kolej. Na poświęconej tej linii stronie internetowej znajdziemy zdjęcie dumnie wpatrzonej w obiektyw kozy. Decyzją władz kraju usteckiego w 2007 roku na linii wstrzymano ruch pociągów pasażerskich. W kolejnych latach uruchamiano tylko letnie przewozy na części trasy między Děčínem a Telnicami, więc niestety tylko z tym odcinkiem będę się mógł zapoznać.
Żeby wjechać na Kozią Kolej trzeba na stacji towarowej Děčín západ zmienić kierunek jazdy. Najpierw jedziemy przez miasto, potem jego zbudowane z bloków osiedla oddalają się od torów. Kóz chwilowo brak. Po prawej stronie rozciągają się najpierw Góry Połabskie znane też jako Wyżyna Dieczyńska, potem zaczynają się już Rudawy (czyli Góry Kruszcowe, czyli Krušné hory).
Na jednym z przystanków wsiada starszy pan z wnukiem i psem, którym opowiada (ale chyba bardziej psu) o mijanych miejscowościach. Pies tymczasem co jakiś czas spogląda w moją stronę i niepokojąco się oblizuje, jakby chciał powiedzieć: „Gdybym nie miał kagańca zjadłbym cię z keczupem i musztardą”. Staram się, by moje spojrzenie odpowiadało, że jestem niesmaczny. Mijamy kolejne miejscowości: Jílové u Děčína, Libouchec i Malé Chvojno, których mieszkańcy, sami lub z dziećmi, wybierają się na krótkie przejażdżki by przypomnieć sobie czasy, gdy na co dzień mogli korzystać z kolei. Pies tymczasem znów wpatruje się we mnie, tym razem jego spojrzenie wyraźnie chce przekazać: „Najpierw bym trochę posolił, naturalnie”. Wciąż ani śladu kozy. Pies-ludojad próbuje się obrócić i klinuje się między siedzeniami. Dobrze mu tak.
Wciąż jeszcze trwają zabiegi uwolnienia czworonoga, gdy po 45 minutach jazdy docieram do Telnic, gdzie w ciągu 10-minutowego postoju można wykonać kilka zdjęć. Tuż za stacją tor w kierunku Oldřichova jest już całkowicie zarośnięty. Telnice zimą są popularnym ośrodkiem narciarskim, latem uprawiana jest tu turystyka rowerowa, z Ústí nad Labem dociera nawet autobus z przyczepą do przewozu rowerów. Nigdzie natomiast nie widać kóz.
Droga powrotna przebiega spokojnie: nie zostałem zjedzony, niestety nie pokazały się też kozy. Cudzoziemiec fotografujący pociągi w tej części Czech jest z definicji Niemcem zanim jeszcze zdąży otworzyć usta – mnie też w pociągu specjalnym (nie tylko tym) proponuje się „Essen und Trinken”, zamiast standardowego „občerstvení nebo pivo”.