Do Polski w ostatnich latach docierają tysiące Ukraińców, przyjeżdżających na studia lub do pracy. Przewoźnicy kolejowi robili co mogli, żeby tego trendu nie dostrzec. Oprócz lotów powstawały kolejne kursy autobusów, łączących wiele ukraińskich miast z polskimi, zapewniając nawet kilkunastogodzinną, zwykle wyjątkowo niewygodną podróż. Niezmiennie popularny pozostawał też wariant kombinowany – z głębi Ukrainy do Lwowa czym się da, do granicy marszrutką, dalej przez przejście pieszo wraz z mrówkami, później busem do Przemyśla, a dalej już pociągiem w Polskę.
Jedną ze zmian, jakie przyniosły wydarzenia na Majdanie, było zatrudnienie cudzoziemców na niektórych stanowiskach we władzach samorządowych lub w państwowych ukraińskich firmach. Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili przez półtora roku stał na czele Odeskiej Obwodowej Administracji Państwowej, a ukraińskimi kolejami w kwietniu 2016 roku zaczął zarządzać Wojciech Balczun, wcześniej prezes PKP Cargo. I przy okazji muzyk rockowy, ale to całkiem inna opowieść.
O tym, z jakimi przygodami się zetknął i jakie układy korupcyjne próbuje rozbijać krążą legendy, ciekawsze jest jednak to, że w poszukiwaniu sukcesów doprowadził do poprawy oferty w międzynarodowym ruchu pasażerskim. Jeszcze do grudnia ubiegłego roku z Ukrainy do Polski kursowały dwa pociągi – złożony z trzech wagonów sypialnych „Kiev Express” łączący Kijów z Warszawą przez przejście graniczne Jagodin – Dorohusk oraz przekraczający granicę w Medyce pociąg do Lwowa, zestawiony z oszałamiającej liczby dwóch sypialnych wagonów (jednego z Warszawy i jednego z Wrocławia). Na przyjemność takiej podróży stać było nielicznych – bilet z Warszawy do Kijowa kosztuje około 350 złotych (ponad dwa razy tyle, co autobusem), a do Lwowa około 250 złotych.
Dzień przed wigilią, 23 grudnia 2016 roku, granicę w Medyce po raz pierwszy od kilku lat przekroczył pociąg dzienny, i to jeden z najnowocześniejszych, jakie obecnie po Ukrainie kursują. Plan sylwestrowego wyjazdu zakładał powrót właśnie przy pomocy nowego połączenia. Ponieważ pociąg odjeżdża ze Lwowa dopiero po 12, mroźny noworoczny poranek spędziliśmy jeszcze w grodzie nad Pełtwią.
Gdy ostatnim razem byłem we Lwowie wiosną 2015 roku linia tramwajowa na osiedle Sychów była dopiero w mało dynamicznej budowie. Teraz kanarkowożółte Elektrony z miejscowej fabryki nawet w święto co kilka minut zmierzają do pętli przy Prospekcie Czerwonej Kaliny. Nowy odcinek trasy rozpoczyna się za Akademią Sztuk Pięknych i prowadzi początkowo ulicą Stusa pomiędzy Parkiem Żelazna Woda (nazwanym tak ze względu na źródła zawierające związki żelaza) i Parkiem Snopkowskim, w którym znajduje się, niewidoczny niestety z tramwaju, stadion Ukraina.
Następnie tramwaj przejeżdża przez wiadukt nad linią kolejową prowadzącą w kierunku Iwano-Frankowska i Czerniowiec, zaraz za którym zaczyna się blokowisko w typowo wschodnim stylu. Kolejne budynki, zwykle z zabudowanymi balkonami, nie różnią się między sobą właściwie niczym. Element kultury wprowadza na osiedle Sychów Kinoteatr im. Dowżenki, przy którym tramwaje kończą trasę. Ołeksandr Dowżenko patronuje kinom w niejednym ukraińskim mieście, uważany jest bowiem za pioniera ukraińskiej kinematografii.
Po drugiej stronie Prospektu Czerwonej Kaliny, niezabudowanej blokami, dominuje nowoczesna cerkiew Narodzenia Najświętszej Marii Panny, wybudowana w 2000 roku.
Docelowo tramwaje pojadą jeszcze dwa kilometry dalej, ale budowa końcowego odcinka trasy opóźniła się ze względu na bazar, który znajdował się w miejscu planowanej pętli.
Po powrocie do centrum jest jeszcze czas na spacer oraz na śniadaniowe strudle, potem trzeba już jednak ruszać w kierunku imponującego dworca. Pociąg nr 705 relacji Kijów – Przemyśl pojawia się we Lwowie punktualnie, obsługiwany jest wyprodukowanym w Korei elektrycznym zespołem trakcyjnym Hyundai Rotem. Dziesięć takich jednostek Koleje Ukraińskie (UZ) kupiły w związku z modernizacją taboru przed Euro 2012. Dosłownie przed, a nawet częściowo po – pierwsze jednostki docierały drogą morską pomiędzy marcem a majem 2012 roku, ostatnie już zakończeniu mistrzostw, w sierpniu.
Miały zrewolucjonizować ukraińską kolej, zapewnić szybkie dzienne połączenia między miastami i zastąpić w części pociągi nocne, tradycyjną formę transportu w tej części świata. Ze względu na ceny biletów były jednak początkowo niedostępne dla znacznej części społeczeństwa, stały się więc bardziej przemianą wizerunkową, niż rzeczywistą. A i z tym wizerunkiem bywało różnie, bo ze względu na niewłaściwą eksploatację były okresy, że więcej stały, niż jeździły.
Czasy jazdy skróciły się jednak znacząco. Z Kijowa do Charkowa obsługiwane Hyundaiami pociągi Intercity+ jadą około 4 godzin i 40 minut, podczas gdy wcześniej jeździło się około 8 godzin. Podobna różnica powstała w przypadku Doniecka, gdzie jednak ze względu na sytuację polityczną ukraińskie pociągi od pewnego czasu nie dojeżdżają, końcową stacją jest położony tuż przed granicą zajętego przez separatystów obszaru Krasnoarmiejsk.
Od momentu wejścia do eksploatacji koreańskie pociągi obsługują także trasę Kijów – Lwów i właśnie jedno z takich połączeń zostało od 23 grudnia 2016 roku skierowane do Przemyśla, wprowadzając nową jakość do międzynarodowych podróży. Tym bardziej, że tym razem i cenę biletów dostosowano do potrzeb Ukraińców – przejazd 670 kilometrów z Kijowa do Przemyśla kosztuje około 65 zł w klasie drugiej i 91 zł w pierwszej. Ze Lwowa do Przemyśla trzeba zapłacić 27 zł za drugą klasę lub 10 zł więcej za pierwszą. Przez pierwsze tygodnie bilety były wypisywane ręcznie, jedynie miejscówki drukowano.
Tak atrakcyjne ceny powodują, że decydujemy się na podróż pierwszą klasą. Łącznie każda jednostka ma dziewięć członów, z czego pierwsza klasa, oferująca 168 miejsc, znajduje się w wagonie drugim, piątym i ósmym. W klasie drugiej miejsc jest 411 i jest w niej już ciaśniej, bo układ miejsc to 2+3.
Krótko po odjeździe ze Lwowa rozpoczyna się odprawa graniczna. Dzięki temu postój po obu stronach granicy został skrócony – do kilku minut w Mościskach II i pół godziny w Medyce. Jedyny minus, jaki wiąże się z takim rozwiązaniem, to konieczność pozostanie na miejscach i brak możliwości skorzystania z wagonu barowego, który już we Lwowie zostaje zamknięty.
Ukraińska odprawa jest szybka o bezproblemowa, można więc skoncentrować się na trasie i mijanych miejscowościach. Na szczególną uwagę zasługują dwie – Gródek i Sądowa Wisznia. Pierwszy jest Gródek, od 1906 do 1945 roku nazywany Jagiellońskim, gdyż tu właśnie 1 czerwca 1434 roku zmarł król, który – jak głoszą kroniki – zbyt długo słuchał słowików. Władysław Jagiełło zmierzał na Ruś, po drodze jednak zatrzymał się na polowanie, słuchając ptaków spędził w lesie długie godziny. Skutkiem było zapalanie płuc i szybka śmierć monarchy. Król spoczywa rzecz jasna na Wawelu, ale jego serce pochowano w klasztorze Franciszkanów w Gródku.
Właśnie dzięki Jagielle Gródek został lokowany na prawie magdeburskim, w zamku urzędował starosta grodowy, składowano tu także sól, przez co Gródek nazywano dawniej Solnym. Miasto słynęło z wielokulturowości, obok Polaków i Rusinów mieszkali w nim Żydzi i Niemcy. Dla tych pierwszych starosta Jan Gniński założył miasteczko Gnin, drudzy mieli własne przedmieście Vorderberg. Niewielki staw położony w pobliżu miasta w okresie międzywojennym był „Portem Ligi Morskiej i Kolonialnej”.
Pobliska Wisznia stała się Sądową dlatego, że od XVI do XVIII wieku odbywały się tu sejmiki generalne województwa ruskiego, podczas których miały miejsce sądy. Wincenty Pol o sejmikach pisał wierszem:
Podług odwiecznych czasów przyjętej praktyki
Województwa Ruskiego bywały sejmiki,
Zawsze w Sądowej Wiszni – na górze w Kosciele
U Ojców Reformatów. Tam jak na wesele,
Z sześciu ziem przybywała na sejmik drużyna,
I wszystkich pomieszczała niewielka mieścina.
Panowie mieli karczmy i własne gospody
Raz na zawsze tez same - w dworkach wojewody.Szlachta jadła, piła, spała i bawiła się doskonale:
To choć zjazd był największy, nie było kłopotem,
Bo w korytarzach szlachta sypiała pokotem;
A gdy czasem zabrakło miejsca w refektarzu,
To ksiądz gwardyan zastawiał stoły w korytarzu,
I kiedy do Mszy Swietej zjadł człowiek śniadanie
To bez jadła do doby był wytrzymac w stanie.Pociąg zatrzymuje się na chwilę dopiero w Mościskach II, których nazwa wiąże się z prowadzącymi do miasta z czterech stron mostami. Po chwili ruszamy już w kierunku granicy. Polscy celnicy oraz funkcjonariusze Straży Granicznej wsiadają w Medyce. Jeden z nich spogląda tylko w nasze paszporty:
– Jak minął Sylwester? – pyta z uśmiechem. Odpowiedź jest chyba zadowalająca, bo na tym odprawa się kończy, wskazujemy jeszcze tylko nasze bagaże, w które nikt nie zagląda. Inne relacje z przejazdu tym pociągiem wskazują, że zwykle nie jest to aż takie proste i przyjemne. Funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej swoją pracą w nowym pociągu chwalą się na stronie internetowej
oddziału, można też obejrzeć
film.
Zgodnie z rozkładem jazdy, dwie godziny i osiem minut po odjeździe ze Lwowa, Hyundai dojeżdża do Przemyśla, gdzie kończy się krótka, sylwestrowo-noworoczna podróż.