Jest tylko kilka takich cmentarzy. Stare Powązki, Rakowicki, Rossa i właśnie Łyczaków. Ten ostatni jest jednym z najstarszych. 11 grudnia 1783 roku cesarz Józef II wydał motywowany względami higienicznymi dekret likwidujący cmentarze położone w centrach miast koło kościołów i nakazujący tworzenie nekropoli poza terenem zabudowanym. Otwarty w 1786 roku Cmentarz Łyczakowski ma powierzchnię 42 hektarów, na których pochowano dotychczas ponad 300 tysięcy osób. Dziś można obejrzeć 20 tysięcy grobów, na których znajduje się 500 rzeźb oraz 23 rodzinne kaplice. Obecnie pochówki odbywają się już bardzo rzadko.
Większość turystów wchodzi na cmentarz od strony ulicy Mecznikowa przez główną bramę wzniesioną w 1875 roku w stylu gotyckim. Wstęp dla odwiedzających jest płatny, niewielkiej kwoty nie ma co żałować, można mieć nadzieję, że będzie ona przeznaczona na odnawianie zniszczonych nagrobków i utrzymanie cmentarza.
Zaraz przy wejściu znajduje się kilka zabytkowych kaplic, polscy turyści pierwsze kroki kierują jednak na lewo, do kwatery nr 1, gdzie w XIX wieku chowano zasłużonych lwowian. Właściwie elitarny był wówczas cały cmentarz – miejscem ostatecznego spoczynku dla biedniejszych były cmentarze Janowski oraz Stryjski. Na Łyczakowie w dolince przy wejściu spoczywają m.in. Seweryn Goszczyński, Władysław Bełza, Stefan Banach, Gabriela Zapolska oraz Maria Konopnicka. Na jej grobie przytoczono fragment wiersza poetki i pisarki:
…proście wy Boga o takie mogiły
Które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
Lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły,
Na dzień przyszłości…Wśród grobów wybitnych Polaków uwagę przyciąga pomnik Juliana Ordona, którego również strzeże lew. Wbrew przekonaniu wielu czytelników Mickiewicza Ordon nie zginął w Powstaniu Listopadowym, podczas wybuchu reduty został jedynie ranny. Żył jeszcze później ponad trzydzieści lat, walczył w wojskach Garibaldiego. Popełnił samobójstwo w 1867 we Florencji, skąd jego zwłoki zostały przetransportowane do Lwowa.
Na cmentarzu zwraca uwagę mnogość przedstawień figuralnych. Czasem są to zmarli, częściej płaczące postaci tych, co pozostali, nieraz figury aniołów. Są też, choć zwykle na nowszych, ukraińskich grobach, postaci wesołe w nietypowych pozach. Największe wrażenie robią jednak lwy i ich niesamowicie wyrzeźbione pyski. Obyśmy wszyscy kiedyś spali tak spokojnie…
Tym, co najbardziej wyróżnia nagrobki z XIX wieku od dzisiejszych jest właśnie ich niepowtarzalność. Nie tylko w zakresie rzeźby, lecz czasem bardzo drobnego elementu, który powoduje, że zmarły wydaje się osobą wyjątkową. Wystarczy kilka słów, czasem zaskakujących, by ci, którzy odeszli wydali nam się bliscy:
Cieniom najdroższej matki, synowie!
Kaziczku! Przyjacielu mój najmilszy z Tobą odeszła wiosna miłości pozostała tylko tęsknota.
Twojej matuśceNieraz pomysły są wyjątkowo zaskakujące, jeden z pomników ma formę usypanego stosu kamieni, który wieńczy napis: „Domek Heluty”. Także położone w głębi cmentarza kaplice są imponujące, miały świadczyć o bogactwie i znaczeniu budujących je rodów. Nie wszystkie są zachowane w dobrym stanie, kopuła jednej z kaplic zawaliła się, w jej miejscu rosną krzaki.
Cmentarz Łyczakowski ma charakter nie tylko wielonarodowy, ale i wielowyznaniowy. Pochowano tu wielu biskupów ormiańskich, którzy w dziejach miasta odegrali ważną rolę. Szczególne wrażenie robi neogotycki grób biskupa Stefanowicza, zwieńczony neogotyckimi wieżyczkami. Biskup leży na poduszce, rzeźba przywozi na myśl królewski grobowiec. Zupełnie inaczej wygląda pomnik biskupa Szymonowicza, który został przedstawiony w pozycji siedzącej, w lewej dłoni trzyma pastorał, prawą błogosławi wiernych. Inne są też napisy – przy biskupie Stefanowiczu po polsku, u biskupa Szymonowicza cyrylicą oraz w alfabecie ormiańskim.
Cmentarz nie został zlokalizowany na płaskim terenie, jego część znajduje się na wzgórzach, niektóre nagrobki umieszczono w głębszych dolinach. Idąc w stronę cmentarza Orląt trochę przypadkiem docieramy do położonej nieco w dole, starszej i bardziej zaniedbanej części nekropolii. Część rzeźb jest zniszczona, napisy zatarte, ścieżki zarośnięte. Zwiedzając cmentarz miesiąc wcześniej zboczyłem w jeszcze inną jego część, gdzie turyści raczej się nie zapuszczają, jest zupełnie pusto, wielu napisów nie sposób przeczytać. Ziemowit Szczerek, którego książka wielokrotnie przychodzi na myśl podczas wędrówki po Lwowie pisał, że „Każdy grobowiec był jak z gotyckiego horroru, i to wszystko – zanurzone w tej soczystej zieleni, w tej żółci upału, porozcinane pnącymi się do góry dróżkami – było ogrodem rozpiętym pomiędzy ziemią, snem a zaświatami”. Moja wyobraźnia nie dotarła aż tak daleko, bym może dlatego, że nie było upału, a może z powodu braku substancji wspomagających, których autor „Przyjdzie Mordor…” nie unikał…