Na mijanym wcześniej przez jedynkę placu Bernardyńskim (dziś Sobornym) rozpoczyna się trasa linii 3 – jednej z najczęściej kursujących, przede wszystkim jednak jadącej jedyną wybudowaną po wojnie trasą, prowadzącą ulicą Księżnej Olgi do blokowisk Kulparkowa. W zamyśle miał to być początek szybkiego tramwaju, niektóre skrzyżowania przy końcu trasy są nawet bezkolizyjne, budowane w czasach sowieckich tory są dziś jednak z stanie tak złym, że wagon turla się jeszcze wolniej niż w innych rejonach miasta.
Początkowy odcinek trasy biegnie ulicami Iwana Franka i Witowskiego, podobnie jak jedynka. Przy skrzyżowaniu z ulicą Sacharowa (przed wojną Wulecką) znajduje się jedna z trzech lwowskich zajezdni. Dziś wagony liniowe nocują przy ulicy Gródeckiej (Zajezdnia nr 1) i Przemysłowej (Zajezdnia nr 2), obiekt przy Sacharowa służy wagonom technicznym. Tu mieściła się najstarsza lwowska zajezdnia, której budynki pochodzą z 1890 i 1906 roku. W jednym z nich planowano urządzić muzeum techniki.
Przy ulicy Sacharowa ulokowano część wydziałów Politechniki Lwowskiej, a przed nimi mieści się Park Studencki zlokalizowany na Wzgórzach Wuleckich. Trzeba tu przyjść, by zatrzymać się przy odsłoniętym dopiero cztery lata temu Pomniku Zamordowanych Profesorów Lwowskich. Pomnik ma formę bramy zbudowanej z betonowych kostek z dziesięciorgiem przykazań, blok z rzymską cyfrą V jest wysunięty. W odsłonięciu pomnika obok mera Lwowa uczestniczył też prezydent Wrocławia, dwie trzecie kosztów budowy pomnika pochodziło z budżetu dolnośląskiego miasta.
Zbrodnia miała miejsce krótko po wkroczeniu Niemców do Lwowa, rankiem 4 lipca 1941 roku. Rozstrzelanych zostało kilkadziesiąt osób należących do elity intelektualnej miasta – naukowców, lekarzy, wykładowców oraz członków ich rodzin. Zginęli m.in. Tadeusz Boy-Żeleński, prof. Kazimierz Vetulani, prof. Kasper Veigel, wielu profesorów medycyny oraz były premier Kazimierz Bartel (rozstrzelany trzy tygodnie później, 26 lipca).
Od tych ciężkich dziejów można uciec piątką jadącą na północny skraj miasta, po drodze jednak warto wysiąść w centrum, na ulicy Gonty, gdzie blisko Teatru Lalek na kamieniu siedzi mężczyzna z wielkim worem kawy. Jurij Kulczycki był kozakiem, który znalazł się w tureckiej niewoli, gdzie pokochał popularny w Turcji napój. Po uwolnieniu parał się różnymi zajęciami. W czasie oblężenia Wiednia w 1683 roku wykazał się bohaterstwem i odegrał ważną rolę dostarczając listy, w nagrodę za co poprosił o zdobyte na Turkach worki z ziarnami. Biznes nie okazał się jednak tak udany, jak sądził – kawa Austriakom po prostu nie smakowała. Zdecydował się więc na eksperymenty z cukrem i mlekiem, których rezultaty przypadły Wiedeńczykom do smaku znacznie bardziej. Wkrótce Kulczycki nie musiał już sprzedawać swojego napoju na ulicach, mógł bowiem założyć kawiarnię. Ponoć wbrew legendzie wcale nie pierwszą, ale cóż z tego?
Czwórka, piątka i szóstka jadą dalej na północ ulicą Chmielnickiego, zatrzymując się przy Starym Rynku. To właśnie tu rozpoczyna się historia Lwowa, przed czasami Kazimierza Wielkiego plac był głównym ośrodkiem grodu książąt halickich. W późniejszych wiekach była tu druga (podmiejska) dzielnica żydowska.
Wjeżdżamy na Zamarstynów, dzielnicę kojarząca się przede wszystkim z masakrą w tutejszym (jednym z czterech) więzień NKWD, zlokalizowanym w dawnym klasztorze. W czerwcu 1941 roku, tuż przed wkroczeniem Niemców, Sowieci dopuścili się masowych egzekucji więźniów politycznych, których zwłoki zakopano w piwnicy. Dziś przed budynkiem stoi Pomnik Ofiar Represji Politycznych.
Sam Zamarstynów nie należy raczej do miejsc, po których dobrze się samotnie spaceruje wieczorem, choć aż tak dziwnych skojarzeń, jak wspominany już Ziemowit Szczerek nie mam:
Ta okolica nie przypominała niczego, co do tej pory widziałem. To była dzielnica, która udowadniała, że ludzkie osiedla mogą się rozrastać i rozpleniać same, jak lasy, jak chaszcze. Wystarczy nie przycinać. Że to, co wytwarza człowiek, niczym nie różni się od natury i, tak samo jak las obrasta krzaczorami, mchem, jemiołą, tak tutaj wszystko, wszystkie domy obrosły jakimiś budami, jakimiś płytami pilśniowymi, kawałkami billboardów nawet, które montowano zamiast ścian i dachów szop. Ta rzeczywistość tworzyła się sama, bez planu, kierowana jedynie wewnętrzną potrzebą i możliwością jej spełnienia. Forma i estetyka zostały odrzucone jako sprawy absolutnie drugorzędne. Jako fanaberie („Przyjdzie Mordor…”).
Poznawanie lwowskiej sieci tramwajowej dzielę na wszystkie dni pobytu. Ostatniego dnia jadę dwójką do pętli Pasiczna. W Wielki Piątek Lwów budzi się pod warstwą śniegu, dzięki czemu zdjęcia z wschodniego odcinka ulicy Łyczakowskiej przedstawiają zimowy krajobraz.
W 2008 roku rozpoczęła się budowa planowanej już w latach osiemdziesiątych nowej linii tramwajowej na Sychów. Położono jednak tylko 180 metrów torów, po czym prace stanęły. Zostały wznowione trzy lata później i dziś widać już, że za jakiś czas ogromne osiedle doczeka się w końcu tramwaju. Nowa trasa zaczynać się będzie przy pętli linii 4 Akademia Mystestw i będzie miała 5,4 kilometra długości. Na początku kwietnia budowa była dość zaawansowana na końcowym odcinku przy ulicy Czerwonej Kaliny, na niektórych fragmentach bliżej centrum roboty nawet się nie rozpoczęły. Podobno obecnie sytuacja wygląda już znacznie lepiej, jednak zakończenie prac przed końcem tego roku raczej nie będzie możliwe. Tym bardziej, że dodatkowym problemem jest bazar zlokalizowany w miejscu przyszłej pętli.