Huršid Pasza nie tego się spodziewał. Bitwa na górze Čegar 19 maja 1809 roku pokazała ottomańskiej armii, jak silnymi przeciwnikami są pragnący wyzwolenia Serbowie. Walczących powstańców pod dowództwem Stevana Sinđelića było trzykrotnie mniej niż Turków, jednak dzielnie bronili oni swojej pozycji zabijając kolejnych nacierających wojowników sułtana. W końcu jednak sytuacja stała się beznadziejna, by uniknąć straszliwej śmierci na palu Sinđelić zdecydował o wysadzeniu prochowni. Tureckie zwycięstwo było gorzkie, kosztowało życie sześciu tysięcy muzułmańskich żołnierzy. Zemsta musiała być więc straszna.
Huršid Pasza wiedział jaka. By wszyscy zobaczyli, jaki los czeka buntowników, z głów 952 powstańców na jego rozkaz zdarto skórę, którą następnie wypełniono słomą. Taki prezent wysłano sułtanowi do Stambułu, w Niszu natomiast pasza kazał wybudować wieżę, a w nią wmurować czaszki. Wieża powstała przy drodze prowadzącej ze stolicy Turcji. Pod koniec XIX wieku, gdy Nisz został wyzwolony od tureckiej władzy, wokół wieży powstała kaplica, gdzie do dziś pozostało 58 czaszek. Tylko tyle, ponieważ część zabrały rodziny przekonane, że na podstawie kształtu głowy lub rodzaju ran (np. ślad po kuli lub nożu) zidentyfikowali swoich bliskich i chcieli zapewnić im godny pochówek, część została rozkradziona jako specyficzne pamiątki.
Ponieważ gdy docieram o Niszu leje deszcz (z którym Serbia będzie mi się nieodmiennie kojarzyć) więc do kaplicy jadę autobusem. W pojazdach komunikacji miejskiej są konduktorzy, z którymi niestety nie sposób się porozumieć w języku innym niż serbski. Trafiam na bardzo rozmownego 30-latka, do dziś jestem ciekaw, co próbował mi opowiedzieć lub o co pytał. Bilety wydawane są z bloczków i kosztują 60 Dinarów (ok. 2 zł).
Obok Wieży Czaszek (Ćele-kula) jest oddzielna kasa, w której nudzi się pięć osób. Jedna z nich okazuje się przewodniczką, otwierającą dla zwiedzających kaplicę. Opowiada jednak o niej mamrocząc do siebie nie czekając na wejście do środka, podczas ulewy i silnego wiatru, dociera więc do mnie czwarte słowo.
Wewnątrz kaplicy nie wolno niestety robić zdjęć. Zakaz nie podlega negocjacjom, przewodniczka jest nieugięta, więc poniżej zamieszczam fotografię z broszury dla turystów. Wieża ma trzy metry wysokości, czaszki umieszczano po czterech stronach w czternastu rzędach. Niektóre czaszki są mocno zniszczone przez warunki atmosferyczne, na innych widać ślady cięcia nożem lub otwory po kulach.
Moknięcia nigdy za wiele, więc po powrocie z kaplicy czas na spacer po twierdzy, która znajduje się w ścisłym centrum miasta, na północ od rzeki Niszawy. Pierwsze fortyfikacje powstały już w czasach rzymskich, zniszczyli je Hunowie, a odbudowali Bizantyjczycy. Obiekt zyskał na znaczeniu w I połowie XVIII wieku, gdy jego rolą była obrona traktu wiodącego do Stambułu. Wtedy też, w latach 1719-23 powstała dzisiejsza twierdza obejmująca powierzchnię 22 hektarów, z murami wysokimi na osiem metrów i szerokimi na trzy metry, których łączna długość wynosiła 2,1 kilometra.
Na teren twierdzy wchodzi się przez bramę Stambulską, gdzie mieści się informacja turystyczna. Zaraz za bramą był XV-wieczny hamam, czyli łaźnia, do której wodę czerpano z rzeki przy pomocy drewnianych kołowrotów, a następnie filtrowano. Podążając wgłąb twierdzy mija się arsenał, a następnie dochodzi do meczetu Bali-bega. Świątynia jest niewielka, zbudowana na planie kwadratu i pozbawiona minaretu.
Podczas prac archeologicznych prowadzonych na terenie twierdzy odkryto antyczne termy. Zachowały się pozostałości wszystkich najważniejszych pomieszczeń: apodyterium (przebieralnia), frigidarium (basen z zimną wodą), tepidarium (basen z ciepłą wodą) oraz caldarium (basen z gorącą wodą). W czasie wykopalisk odsłonięto także bizantyjską ulicę.
Ciekawostką, przy której zatrzymuję się na dłuższą chwilę jest lapidarium. Zgromadzono tu elementy dawnych nagrobków, sarkofagów i rzeźb, odnalezionych na terenie twierdzy oraz w miejscowości Ravna koło Knjaževaca.
Oprócz twierdzy i czaszek Nisz słynie jeszcze jako miejsce narodzin cesarza Konstantyna Wielkiego, który patronuje tutejszemu lotnisku. W 2012 roku blisko Niszawy odsłonięto pomnik upamiętniający 1700. rocznicę bitwy przy moście Mulwijskim, przed którą cesarz miał we śnie zobaczyć krzyż i usłyszeć głos mówiący „Pod tym znakiem zwyciężysz”, czego efektem była zmiana polityki na tolerancyjną wobec chrześcijan.
Pociągów do Belgradu późnym popołudniem ani wieczorem nie ma, więc do stolicy wracam upiornie niewygodnym i pozbawionym toalety autobusem „Niš-ekspres”. Pojazdy tej firmy kursują co godzinę, oprócz tego do wyboru są także inni przewoźnicy. Dostępu do stanowisk odjazdowych na dworcu autobusowym bronią bramki, każdy bilet wyposażony jest więc w kod sczytywany podczas przejścia.