Dwójka nie jest jedyną linią belgradzkich tramwajów, z którą warto się zapoznać. Wąskotorowa sieć (1000 mm) nie jest może aż tak ciekawa, jak w innych europejskich stolicach, jednak i tu jest co oglądać. Opisaną wcześniej linię nr 2 obsługują wyłącznie wagony Tatra KT4D, czyli popularne Katówki. Można je spotkać na wszystkich liniach, są bowiem wciąż podstawą belgradzkiego taboru, na wielu trasach możemy jednak trafić także na inne wagony. Decydując się na podroż malowniczą trójką warto zaczekać na jeden ze sprowadzonych ze Szwajcarii składów Duewag Be 4/6, które nim trafiły na emeryturę do Belgradu służyły przez lata mieszkańcom Bazylei, o czym przypomina napis na dachu: „Szwajcaria i miasto Bazylea pozdrawiają Belgrad”. Pojazdy są bardziej pojemne i wygodniejsze, co ma znaczenie, bo będzie to nieco dłuższa wycieczka.
Trójka obsługuje słabiej zaludnione tereny na południe od centrum miasta, przejeżdża koło parku Topčider, gdzie warto wysiąść, by zobaczyć konak księcia Miloša Obrenovića, mieszczący obecnie muzeum prezentujące ekspozycje dotyczące powstań serbskich. Po leśnym parku można trochę pospacerować, by przy następnym przystanku wsiąść w kolejny tramwaj. Wagon podąża wzdłuż linii kolejowej, przez tereny przemysłowe, w pobliżu monastyru Rakovica, by dotrzeć do otoczonej wzgórzami pętli Kneževac.
Od trasy trójki odgałęziają się jeszcze przed parkiem Topčider trasy 12 i 13, które docierają do krańca Banovo brdo. Wystarczy wysiąść z wagonu nieco wcześniej, przejść kilkaset metrów i już dochodzi się do półwyspu Ada Ciganlija, miejsca wypoczynku i rozrywki, gdzie organizowane są liczne imprezy kulturalne. „Ada” z tureckiego oznacza wyspę, którą jednak w 1967 roku połączono z lądem tworząc zalew. W upalne, letnie dni nad wodą wypoczywa tu ponoć ćwierć miliona ludzi. Półwyspep ma własną, ozdobioną chmurkami stronę internetową, na której można się zapoznać z temperaturą wody oraz obejrzeć widok z kamer.
Taborową nowością belgradzkiej sieci są niskopodłogowe wagony Urbos produkcji hiszpańskiego koncernu CAF, których serbska stolica zamówiła trzydzieści. Najłatwiej je spotkać na długiej trasie do Nowego Belgradu, obsługują bowiem dwie z trzech tutejszych linii (7 i 13). Zajmuję miejsce widokowe na końcu wagonu, niestety krajobraz nie skłania do zachwytu. Najpierw przejeżdża się przez stary most na Sawie, potem trasa nie jest już zbyt ciekawa, prowadzi przez dzielnice biurowe i mieszkaniowe.
Budowa Nowego Belgradu między Belgradem a Zemunem rozpoczęła się tak naprawdę po II wojnie światowej, choć decyzja zapadła w 1923 roku. Większość zabudowy 200-tysięcznej dziś dzielnicy to bloki mieszkalne, powstające od lat pięćdziesiątych XX wieku. Jednym z pierwszych gmachów był Pałac Federacji, czyli siedziba Jugosłowiańskiego rządu, której budowę rozpoczęto w 1947 roku. Dziś urzęduje tu Serbska rada Ministrów. Budynek można zobaczyć idąc promenadą wzdłuż rzeki lub od drugiej strony, od tramwaju trzeba jednak podejść kilkaset metrów.
Wagon jedzie tymczasem dalej wzdłuż osiedli oznaczonych numerami. Stan torowiska jest coraz gorszy, na skrzyżowaniach sygnalizacja świetlna nie daje tramwajom priorytetu, podróż jest więc dość długa. W końcu jednak dojeżdża się do pętli o obiecującej nazwie „Blok 45”. W Nowym Belgradzie mieści się zajezdnia tramwajowa otwarta w 1988 roku, dobrze widoczna z pociągu BG Voz.
Najbardziej bałkańskim fragmentem sieci tramwajowej jest odnoga wzdłuż Bulwaru Króla Aleksandra, czyli dawnego Traktu Carogrodzkiego, do pętli Ustanička. Niska parterowa lub piętrowa zabudowa, wszechobecne przewody, hałas, nieprzewidywalne zachowania kierowców (dlaczego by nie zaparkować na torach i nie pójść na zakupy?) tworzą razem niezwykle ciekawą mieszankę dla przybysza, na co dzień mogą jednak wyprowadzić z równowagi. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że „Ustanička ulica” to tytuł serbskiego thrillera politycznego. Thrillerem, choć niekoniecznie politycznym, okazuje się też zamawianie przekąski w barze na pętli – gdy starsza pani zaczyna wypytywać o dziesiątki dodatków oraz ich wersje i rozmiary, w rozwiązaniu problemów lingwistycznych nie pomaga nawet gestykulacja.
Wracając do miasta wysiadam jeszcze przy parku Tašmajdan, miejscu o długiej i barwnej historii. Czego tu nie było – najpierw kamieniołom (taš to po turecku kamień), eksploatowany przez Rzymian i potem jeszcze w czasach ottomańskich, w pobliżu rzymski, a potem turecki cmentarz, zaś w XX wieku, w czasach wojen podziemne schrony, do dziś dokładnie niezbadane. W parku znajdują się liczne pomniki, w tym dość specyficzny monument poświęcony dzieciom poległym podczas NATO-wskich nalotów w 1999 roku.
Przy pętli tramwajowej Tašmajdan, w północno-wschodniej części parku stoi cerkiew św. Marka. Patrząc na świątynię wzniesioną w stylu bizantyjskim trudno uwierzyć, że została zbudowana zaledwie 80 lat temu. We wnętrzu znajdują się szczątki cara Duszana, pierwszego cara Serbii, władcy, za którego czasów, w połowie XIV wieku, państwo znalazło się u szczytu średniowiecznej potęgi, obejmując nawet Albanię oraz grecką Tesalię i Epir.
Jedynym odcinkiem sieci tramwajowej, z którym nie mogę się zapoznać, jest linia 9 do Banjicy. Z powodu modernizacji ulicy Wojvode Stepe cała trasa jest zamknięta od wielu miesięcy. Przebudowa nie przebiega bezproblemowo, długotrwałe prace urozmaicają takie atrakcje jak gejzery z przypadkowo uszkodzonych rur, co z rozbawieniem relacjonuje lokalna prasa i
filmują miejscowi.