Z Zagrzebia do Splitu, podobnie jak do Rijeki, jeździ się zwykle niestety autobusem. Poza sezonem dwa największe miasta Chorwacji łączą tylko dwie pary pociągów dziennie, obsługiwanych dobrze znanymi z niemieckich torów spalinowymi jednostkami RegioSwinger z wychylnym pudłem. Zastosowanie tego mechanizmu pozwoliło na skrócenie czasu jazdy do około sześciu godzin, wciąż jest to jednak dłużej niż autostradą. Jeszcze do ubiegłej jesieni kursował także całoroczny pociąg nocny, niestety obecnie pojawia się on na torach już tylko w sezonie letnim. Prowadzi wtedy także wagony do przewozu samochodów, można więc wygodnie przespać noc, a potem pojechać dalej wzdłuż wybrzeża. W czasie wakacji jeździ także drugi pociąg nocny z Zagrzebia oraz trzy razy w tygodniu bezpośredni pospieszny „Adria” z Budapesztu, prowadzący bezpośredni wagon sypialny aż z Pragi.
Dwie pary dziennych pociągów relacji Zagrzeb – Split mają kategorię ICN, co jest skrótem od InterCity Nagibni i są objęte obowiązkową rezerwacją miejsc. Przejazd ze stolicy do Splitu i z powrotem kosztuje zimą 208 kun (czyli ok. 110 zł), latem jest dwa razy drożej, bowiem poza sezonem Koleje Chorwackie wprowadziły 50% zniżkę, która jednak podobnie jak w przypadku linii do Rijeki nie przekłada się raczej na wzrost frekwencji. Obowiązkowa miejscówka to wydatek dodatkowych 8 kun.
Początkowo jadę znaną z poprzedniego dnia trasą. Linia do Splitu odgałęzia się od tej do Rijeki dopiero na stacji Oštarije. Za Karlovacem, gdzie tory prowadzą wzdłuż krętej doliny rzeki Mrežnicy można już odczuć działanie mechanizmu wychylnego pudła. Na ostrych łukach pociąg nie zmniejsza prędkości, lecz cała konstrukcja pochyla się i po chwili prostuje. U niektórych pasażerów taka podróż może wywołać efekty podobne do choroby lokomocyjnej.
W Oštarije odbijamy w stronę Splitu, linia jest niezelektryfikowana i coraz bardziej kręta. Tor wspina się wyżej i wyżej, przez chwilę w dole widać głęboką dolinę, później widoczność się pogarsza. W Górach Dynarskich, przez które przebiega trasa, śnieg sypie jeszcze mocniej, duże płatki osiadają na szybach. Pociąg jest niemal pusty, garstka pasażerów śpi głębokim snem. Mimo pięknej zimy, którą tak lubię, to najbardziej przygnębiająca podróż od początku wyjazdu. Słucham Franka Sinatry, ale nie pomaga. Tymczasem minuty mijają powoli, wśród śnieżycy nie widać właściwie nic, tylko rosnące przy torach sosny pokryte grubą warstwą bieli. Mruczenia spalinowego silnika nie zagłusza żaden inny dźwięk. Wspominam powieść Pamuka „Śnieg” i myślę o utknięciu w odciętym przez zimę świecie na długi czas. Potem przychodzi mi do głowy zablokowany w zaspach pociąg z „Dziewczyny spoza szlaku” Curwooda.
Linia kolejowa prowadzi niedaleko Parku Narodowego Jezior Plitwickich, których podczas tego wyjazdu nie odwiedzę. Oprócz połączonych wodospadami szesnastu jezior krasowych park to także schronienie dla wielu gatunków zwierząt, m.in. niedźwiedzi brunatnych, wilków oraz ponad stu gatunkow ptaków.
Co pewien czas jednostka zatrzymuje się na zaśnieżonych stacyjkach: Plaški, Vrhovine, Ličko Lešće, Perušić. Na żadnej nikt nie wsiada ani nie wysiada, wokół torów nie ma żadnych śladów życia. Pociąg mija najwyżej położony punkt trasy, niebo staje się jaśniejsze, śnieg zaczyna słabnąć, a lód na szybach powoli topnieje. Linia zaczyna opadać w kierunku morza. W Gračacu ma miejsce mijanka z pociągiem jadącym w przeciwnym kierunku, a dalej zaczyna się kolejny malowniczy odcinek trasy. Tory znów biegną w górę, a w dole pojawiają się jeziora. Pociąg zagłębia się w tunele, śnieg pada niewielki, w końcu znika całkowicie. Wychodzi słońce, kręta linia ponownie zbiega w dół, za oknem roztacza się panorama wzgórz.
O wielu przejawach wielkiej kolei w naszej części Europy można mówić już tylko w czasie przeszłym. Węzeł w Kninie jest jednym z nich. Można stąd było kiedyś wyjechać w czterech kierunkach: do Zagrzebia przez Ogulin lub przez bośniacki Bihać, do Splitu oraz do Zadaru. Linia do Bihaća była zelektryfikowana, jeździły nią pociągi dalekobieżne o tak egzotycznych z dzisiejszej perspektywy relacjach jak Belgrad – Split, Tuzla – Split czy Skopje – Split. Dziś szczątkowy ruch pasażerski odbywa się tylko na głównej trasie Zagrzeb – Split, od pewnego czasu nawet do Zadaru zamiast pociągów jeżdżą autobusy. Opuszczona stacja przypomina o wielkiej przeszłości, nad torami straszą bramki trakcyjne, choć przewody zdjęto wiele lat temu. Latem 1981 roku odjeżdżało stąd ponad czterdzieści pociagów pasażerskich w ciągu doby, dziś latem czternaście, zimą osiem pociągów.
Upadek węzła w Kninie odzwierciedla los miasteczka, położonego na dawnym Pograniczu Wojskowym (tzw. Vojna Krajina), które było przez wieki wydzielone spod miejscowej jurysdykcji i podlegało bezpośrednio Wiedniowi. Znaczną część mieszkańców stanowili prawosławni osadnicy z Serbii, zobowiązani oni byli bronić granicy imperium przed Turkami. W 1991 roku musieli stąd uciekać Chorwaci, gdy zdominowany przez Serbów Knin został stolicą Republiki Serbskiej Krajiny. W 1995 roku, po chorwackiej kontrofensywie miasto opuściło wielu Serbów. Część z nich wróciła, miejscowość jednak wciąż się nie podniosła. Chorwackie władze starały się przesiedlić na opuszczone tereny Chorwatów z Bośni, ale i to udało się tylko częściowo. Okolica jest biedna i z powodu braku pracy dla młodych wciąż się wyludnia.
W Perkoviću odgałęzia się lokalna linia do Szybeniku, po której kilka razy dziennie wciąż jeżdżą pociągi, choć i tu planowano zawiesić ruch. 10-minutowy postój można wykorzystać na fotostop, rozprostowanie kości i zaczerpnięcie świeżego powietrza, które jest tu już zupełnie niezimowe. Potem jeszcze trochę przechyłów i wzgórz i wreszcie w oddali pojawia się Adriatyk. Ten odcinek linii jest chyba najbardziej malowniczy, morze wydaje się już w zasięgu ręki. Ostatnie kilkadziesiąt minut jazdy po bardzo krętej trasie, gdy jednostka przechyla się to w jedną, to w drugą stronę, nawet u mnie wywołuje zawroty głowy.
W końcu jednak huśtawka się kończy, pociąg zatrzymuje się jeszcze na stacji Kastel Stari, potem mijam stację postojową, krótki tunel i w końcu jednostka kończy bieg na stacji końcowej Split. Na dworcu jest wszystko, poza pasażerami – wyremontowana, wygodna poczekalnia oraz skrytki bagażowe, a w dwóch czynnych kasach urzędują upiornie znudzone kasjerki. Pozostaje mieć nadzieję, że latem jest tu więcej życia.