Z Brugii linie kolejowe prowadzą do czterech nadmorskich miast: Ostendy, Blankenberge, Zeebrugge i Knokke. Zapoznaję się z trzema spośród tych linii – najpierw docieram do Blankenberge, wracam z Zeebrugge do Brugii, a potem jadę do Knokke.
Wyjazd z Brugii do tego ostatniego kurortu nieco się opóźnia, pasażerowie zyskują za to wyjątkową możliwość biegów międzyperonowych. Najpierw ogłoszone zostaje odwołanie pociągu, po chwili pojawia się informacja, że pociąg jednak odjedzie, za to z odległego, pierwszego peronu. Wraz ze sporą grupą osób docieram zziajany na ten peron, gdzie rzeczywiście czeka elektryczny zespół trakcyjny serii AM 66. Pojazd ten jednak nigdzie nie pojedzie, a po kilku minutach powtórzony zostaje komunikat o odwołaniu pociągu. Byłaby to dobra okazja, żeby nauczyć się kilku przekleństw po niderlandzku, którymi niedoszli pasażerowie szafowali dość obficie, niestety nie dość wyraźnie bym mógł je dołączyć do swojego słownika.
Wyjeżdżam kolejnym pociągiem pół godziny poźniej, bo po 22 minutach jazdy w momencie oberwania chmury dotrzeć do Knokke.
Położone blisko holenderskiej granicy miasteczko Knokke-Heist określane jest najłagodniej jako kurort snobistyczny dla turystów o dużej zawartości portfela. Tu jednak znajduje się początek trasy Kusttramu, wąskotorowego tramwaju (rozstaw 1000 mm) który przejeżdża wzdłuż całego niemal belgijskiego wybrzeża, docierając aż do leżącego przy granicy francuskiej De Panne. Cała trasa ma 68 kilometrów, co oznacza, że jest to najdłuższa linia tramwajowa na świecie. Przejazd od pętli do pętli trwa dwie godziny i 23 minuty. Prędkość handlowa wynosi ok. 28 km/h, czyli znacznie więcej niż w przypadku tramwaju miejskiego, co wynika z dużych średnich odległości międzyprzystankowych (przystanków jest ok. 70, czyli mniej więcej jeden na kilometr) oraz dużych prędkości osiąganych między miejscowościami.
Z trasą Kusttramu najlepiej zapoznawać się krok po kroku, wysiadając w kolejnych miasteczkach. Nie ma z tym problemu, bo latem tramwaje na pełnej trasie kursują co 10 minut, a na krótkim odcinku między Ostendą a Westende-Bad dzięki dodatkowym, pozarozkładowym kursom, częstotliwość wynosi pięć minut. W celu zwiększenia częstotliwości w sezonie letnim na trasę Kusttramu wypożyczane są wagony z Antwerpii i Gandawy.
Po wyjeździe z Knokke pierwszy przystanek można zrobić w Zeebrugge. Jest tu największy w Belgii port, są też dwie stacje kolejowe – Zeebrugge Dorp i Zeebrugge Strand. Do tej drugiej, położonej blisko morza, pociągi dojeżdżają codziennie co godzinę w sezonie letnim, poza sezonem tylko w weekendy co dwie godziny. Stacja pełni też rolę punktu przeładunkowego. Ten odcinek trasy Kusttramu różni się od pozostałych – jedzie się przez tereny przemysłowo-magazynowe, nie przez bulwary i okolice zabudowane hotelami.
Następną ciekawą miejscowościach jest Blankenberge, gdzie można wypoczywać na piaszczystej plaży o długości ponad trzech kilometrów. O dziwo nie ma na to wielu chętnych w deszczowe popołudnie przy temperaturze osiągającej nawet 13 stopni. Dzięki niewielkiej liczbie turystów spacer tak plażą, jak i bulwarem, jest mimo niepogody bardzo przyjemny. Plażą można dojść do mola i portu jachtowego, gdzie znajduje się też latarnia morska. Wypoczywający w Blankenberge mogą też zwiedzić Oceanarium Sea Life.
W położonym trzy kilometry na zachód od Blankenberge kurorcie Wenduine miasteczko od morza oddzielają wydmy dochodzące do 31 metrów wysokości. Mój następny postój to Kogut nad morzem. Wysiadam na przystanku De Haan aan Zee (De Haan oznacza właśnie koguta), gdzie znajduje się zabytkowy budynek dworca tramwajowego, mieszczący dziś informację turystyczną. Kawałek dalej, w Bredene, mieści się jedyna we Flandrii plaża dla nudystów.
Na dłużej warto się zatrzymać w największym mieście belgijskiego wybrzeża, jakim jest 70-tysięczna Ostenda, mniej więcej w połowie trasy Kusttramu. Przy samym dworcu kolejowym mieści się terminal tramwajowy, a w pobliżu obydwu port, gdzie można obejrzeć statki zamienione w muzea – Mercatora oraz Amandine. Blisko portu znajduje się kościół św. św. Piotra i Pawła. Sam dworzec kolejowy też jest wart obejrzenia – wzorowany na architekturze francuskiej i wybudowany ze szkockiego granitu oraz wapienia z Euville.
Jadąc dalej na zachód tramwajem miniemy Hipodrom Wellingtona, by po chwili dotrzeć do najciekawszej części trasy. W Mariakerke i Middelkerke linia tramwajowa poprowadzona jest dokładnie wzdłuż bulwaru i plaży. Torowisko oddzielone jest wysokim krawężnikiem, który jednak nie zapobiega nawiewaniu piachu. W Mariakerke mieści się też główna zajezdnia tramwajowa – dwie mniejsze zlokalizowano na końcach trasy w Knokke i De Panne.
W Middelkerke pasażerowie tramwaju tracą morze z zasięgu wzroku. Dodatkowe, pozarozkładowe kursy kończą bieg nieznacznie dalej – w Westende, gdzie wokół kościoła zlokalizowana jest pętla. Robi się późne popołudnie, więc na więcej postojów nie starczy mi już czasu. Warto jednak tu wrócić, by zatrzymać się w Nieuwpoort, gdzie mieści się Muzeum Rybołóstwa oraz w Koksijde przy klasztorze na wydmach. De Panne słynie głównie jako miejsce, gdzie nowowybrany, pierwszy król Belgii (która dopiero rok wcześniej uzyskała niepodległość) Leopold I w dniu 17 czerwca 1831 roku pierwszy raz w życiu znalazł się na terytorium swojego królestwa.
W De Panne tramwaj odbija w głąb lądu, by skończyć bieg przy stacji kolejowej De Panne, która – jak sama nazwa wskazuje – znajduje się w miejscowości Adinkerke. Stąd pociągiem linii IR i zestawionym z dwóch jednostek AM 96 można dojechać w dni robocze przez Brukselę do Antwerpii, w weekendy tylko do Brukseli. Pociągi kursują przez cały tydzień w takcie godzinnym.