Pierwszego dnia pobytu zapoznaję się z kolejką podmiejską Saltsjöbanan, którą od 1893 roku można dojechać do Saltsjöbaden. Miejscowość została założona przez Knuta Agathona Wallenberga, późniejszego Ministra Spraw Zagranicznych Szwecji. Wallenbergowi zawdzięczamy także linię kolejową, chciał on bowiem zapewnić łatwy i wygodny dojazd do planowanych terenów rekreacyjnych. Już w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku rozpoczęła się budowa dwóch hoteli i sanatorium. Okoliczne, malowniczo położone tereny upodobali sobie wkrótce bogatsi przedstawiciele klasy średniej, a zwłaszcza wyższej, którzy zaczęli wznosić tu domy. W Saltsjöbaden przez siedemdziesiąt lat (od 1931 do 2001 roku) mieściło się obserwatorium astronomiczne.
Stacja początkowa znajduje się w węźle przesiadkowym Slussen, położonym na południowym krańcu Starego Miasta. Z kolei podmiejskiej można się tu przesiąść do metra, autobusów oraz na promy. Główna trasa do Saltsjöbaden ma długość 16 kilometrów i w większości jest jednotorowa. W roku szkolnym pociągi kursują w dni robocze co 20 minut, w czasie wakacji codziennie obowiązywała półgodzinna częstotliwość.
Wkrótce po odjeździe ze stacji Slussen pociągi przejeżdżają przez 638-metrowy wykuty w skale Stadsgårdstunneln. Później przejeżdża się jeszcze przez kolejny, dwukrotnie krótszy Henriksdalstunneln.
Końcowa stacja w Saltsjöbaden była dwa lata temu miejscem nietypowego wypadku. Światowe media obiegła informacja, że młoda sprzątaczka porwała pociąg, który następnie wbił się w ścianę budynku. Mówiąc precyzyjnie pociąg wjechał do kuchni. Wśród mieszkańców domu ofiar na szczęście nie było, jednak oskarżana o sprawstwo wypadku kobieta została poważnie ranna. Wkrótce oczyszczono ją z zarzutów, jako przyczynę wypadku wskazano awarię. To nie jedyne ciekawe zdarzenie, które miało miejsce na trasie Saltsjöbanan. W ubiegłym roku pewnego dnia pociągi nie kursowały przez kilka godzin po tym, gdy na tory spadło drzewo powalone przez bobra.
Od głównej trasy Slussen – Saltsjöbaden na stacji Igelboda odgałęzia się trzykilometrowa odnoga do Solsidan, otwarta w 1913 roku, trzy lata po elektryfikacji głównej linii. W rozkładzie jazdy to dwuczłonowe „małe wahadło” („lillpendeln” – tak podobno mówią miejscowi) jest oznaczone jako 26, na pociągach podana jest jednak tylko stacja docelowa. By dotrzeć do centrum Sztokholmu pasażerowie muszą się przesiąść na stacji Igelboda, dokąd ze stacji Solsidan jedzie się siedem minut.
Jeszcze jedną ciekawą kolejką podmiejską jest wąskotorowa Roslagsbanan, o prześwicie toru wynoszącym 891 mm. Trasa rozpoczyna się na stacji Stockholms östra (Wschodni) i składa z trzech linii: najdłuższej i najciekawszej 27 do Kårsta (w czasie mojego pobytu odnoga całkowicie zamknięta z powodu modernizacji), 28 do Österskär (odnoga zamknięta na większości trasy, przyczyna ta sama) oraz najkrótszej 29 do Näsbypark (jedyna w całości czynna).
Właśnie od linii 29 zaczynam zapoznanie z Roslagsbanan. Kilka minut po odjeździe z Dworca Wschodniego pociąg mija Uniwersytet oraz Muzeum Historii Naturalnej. Na węzłowej stacji Djursholms Ösby trasa do Näsbypark odgałęzia się i odtąd linia jest już jednotorowa i prowadzi przez zielone tereny rekreacyjne, mijam też pola golfowe. Zupełnie inny charakter mają okolice końcowej stacji Näsbypark, zabudowane wysokimi blokami.
Dojeżdżam jeszcze linią 28 do Hägernäs, mijając po drodze tor wyścigów konnych. Pozostałe odcinki są niestety w trakcie modernizacji, w ramach której w celu zwiększenia przepustowości dobudowywany jest drugi tor. Krótka przygoda z Roslagsbanan zaostrza apetyt na więcej, ale przede wszystkim pokazuje, jak dobrze może funkcjonować zelektryfikowana wąskotorowa kolej regionalna, na której pociągi osiągają prędkość 80 kilometrów na godzinę i obsługiwane są względnie wygodnym taborem. Wyprodukowane przez ABB wagony powstały na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Tak mogłaby wyglądać piaseczyńska wąskotorówka, gdyby zamiast likwidacji przeszła modernizację połączoną z elektryfikacją i zakupem nowego taboru...